sobota, 28 grudnia 2013

23 "Return?"

PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!

 CZYTASZ = KOMENTUJESZ


ROZDZIAŁ DEDYKOWANY - @czekaj_kinga

sobota 

Odkąd dałem list Lou i kazałem mu go zanieść nie mam z nim żadnego kontaktu. Nie wrócił na noc do domu, nie odbiera telefonu. Nawet pojechałem na ten cmentarz i go szukałem, ale nie było tam nikogo, ani jednego człowieka. Dzwoniłem do reszty chłopaków, ale nikt z nich nie ma pojęcia gdzie jest Louis, a Niall nawet nie raczył odebrać telefonu. A jeśli coś mu się stało? Jeśli ten dziwaczny mężczyzna coś mu zrobił? Napisałem chyba ze sto sms'ów do Eleonor, ale ona nie odpisała mi na ani jednego. Chodziłem po tarasie z telefonem w dłoni. Dzwonić na policję? Nie wiem już co mam robić! Usiadłem na ziemi. Cholera jasna! Wpisałem numer alarmowy i zadzwoniłem.
- Witam, chciałbym zgłosić zaginięcie osoby.
- Proszę najpierw o pańskie dane.
- Harry Styles
- Czy pan robi sobie żarty?! To nie jest zabawne!
- Słucham?! Chciała pani moje dane to podaje! Zaginął mój przyjaciel. Nie wrócił na noc do domu. Nie wiem co się z nim dzieje i .. - Usłyszałem jak zamek w drzwiach się przekręca. Odwróciłem głowę. - Ym, mogłaby pani chwilkę poczekać?
- Proszę pana, ja nie mam czasu na jakieś żarty. Wie pan co może się dziać akurat w tej chwili? - Do domu wszedł rozbawiony Lou, a zaraz zanim Eleonor.
- Dobrze, więc zgłoszenie nie aktualne. - Rozłączyłem się.
- Stary, czemu siedzisz na środku tarasu? - Louis zaśmiał się głośno. Spiorunowałem go wzrokiem.
- Gdzie byłeś? - Zapytałem wściekły.
- On był ze mną. - Wtrąciła się towarzyszka Lou.
- Nie Ciebie pytam! - Syknąłem.
- Ej, ej ,ej spokojnie, byłem bezpieczny.
- Jesteś chory - Pokręciłem głową.
- O co Ci chodzi?
- O to, że kurwa dzwoniłem do Ciebie tyle razy, a Ty nie odbierałeś! Martwiłem się! Nie wróciłeś na noc do domu!
- Nie muszę Ci się spowiadać gdzie idę, z kim i o której wrócę! - Poczułem się tak jakby ktoś mi dał w twarz. Poczułem się kompletnie nie potrzebny, bezużyteczny taki, taki do niczego.
- Masz rację. - Powiedziałem. - Nie muszę Cię pilnować.
- No właśnie
- Zabieraj swoje rzeczy. - Uśmiechnąłem się szeroko.
- Co? - Louis zrobił zdziwioną minę.
- To co słyszałeś. Zabieraj swoje rzeczy. - Odpowiedziałem znudzonym głosem.
- Ale gdzie ja pójdę? Czyś Ty oszalał?
- Do niej? - Wskazałem palcem na Eleonor stojącą przy komodzie i przeglądającą moje rzeczy. - Mama Cię nie nauczyła, że nie dotyka się cudzych rzeczy? - Warknąłem. Dziewczyna szybko odłożyła kartkę, którą trzymała w ręku i podeszła do Lou. Wymienili między sobą spojrzenia. Ominąłem ich i chwyciłem mój notatnik. - Do wieczora ma Cię tu nie być. - Powiedziałem. Wyszedłem z domu trzaskając drzwiami. Ja kuźwa nie rozumiem. Jak można zachowywać się tak bezmyślnie? Nie spałem całą noc, bo czekałem na tego idiotę. Bałem się o niego, a ten co? Palant.. Wsiadłem do samochodu i z piskiem opon odjechałem.

*Perspektywa Rosalie 

Obudziłam się przytulona do czegoś bardzo miękkiego. Usiadłam na łóżku. Koło mnie leżał duży, brązowy miś z ogromną kokardą na szyi. Uśmiechnęłam się lekko. Zeszłam z łóżka i pobiegłam do pokoju Justina. Cichutko otworzyłam drzwi  i weszłam do środka. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale nikogo w nim nie było.
- Szukasz kogoś? - Pattie stała z założonymi rękoma na klatce piersiowej.
- Um, gdzie jest Justin?
- Wyszedł wcześnie rano. - Odparła.
- Mhm - Było mi głupio po wczoraj. To wszystko co powiedziałam było okropne, wiem. - Przepraszam. - Pattie uśmiechnęła się ciepło.
- Nie masz za co skarbie. - Podeszłam do kobiety i przytuliłam ją mocno. - Zmykaj się ubrać i zejdź na śniadanie. Zrobiłam naleśniki. - Powiedziała wesoło. Pokiwałam głową i pobiegłam do pokoju. Szybko się ubrałam i rozczesałam włosy, które zaplotłam w warkoczyka. Zeszłam na dół.
- A Sue i Tom? Wrócili do siebie do domu?
- Tom pojechał do domu, a Sue została i wyszła z Justinem.
- A ten miś?
- Jaki miś?
- No obudziłam się koło wielkiego misia.
- Nie mam pojęcia skarbie. - Wzruszyłam ramionami i zaczęłam jeść.
- Em, Pattie?
- Tak?
- Opowiesz mi o.. o mamie? - Oczy kobiety rozbłysły.
- Oczywiście, jeśli tego chcesz, to pewnie. - Uśmiechnęłam się do niej.

*Perspektywa Harry'ego 

Siedziałem w kawiarni i popijałem kawę. Mam serio już wszystkiego dosyć. Nienawidzę siebie, swojego życia i wszystkich dookoła! Chciałbym uciec, tak jak zrobiła to Ros, ale chyba nie dał bym rady. Położyłem notatnik na stole, otworzyłem go i wyrwałem kartkę. Przeszukałem kieszenie bluzy i wyjąłem z jednej długopis.
List V
29.06.2013r.
Cześć Rosalie

Zostały tylko dwa dni. Chyba pomału godzę się z tym, że już Cię nigdy więcej nie zobaczę. Zjebałem i tyle. Każdego wieczoru przed snem, gdy zamknę oczy widzę Twoją twarz. Widzę Ciebie. Moje serce bije wtedy jak szalone, aż czasami boję się sam o siebie. Może zapomnę, co? Wiesz... tak naprawdę w LA zacznę nowe życie. Może spotkam kogoś kto mnie pokocha takim jakim jestem? Nie moje pieniądze, a mnie, mnie całego. Nie wiem czy znajdę taką kobietę. Tylko, że ja najbardziej boję się o to, że nie zdołam o Tobie zapomnieć, że cały czas będziesz w mojej głowie, tak jak teraz. Chcę żebyś wiedziała, że nikt nigdy nie oczaruje mnie tak, jak zrobiłaś to Ty. Jesteś cudowną dziewczyną i zazdroszczę facetowi, który Cię będzie miał. Szczerze? Jeśli kiedyś w przyszłości zobaczyłbym Cię z mężem i gromadką dzieci to uwierz mi, że bym umarł. Bo przecież uczucia nigdy nie wyparują. Zawsze będziesz dla mnie ważna. Powiedziałbym, że nawet najważniejsza. Przepraszam, że się poddaję, że już nie wierzę w to, że wrócisz. Że nie wierzę już w nas. Przepraszam.. 

Harry 

Odłożyłem długopis i zacząłem się rozglądać. 
- Przepraszam? - Zawołałem. Kelnerka podeszła do mnie i spojrzała na mnie wyczekująco. 
- W czym mogę pomóc? 
- Ma pani może kopertę? 
- Zaraz poszukam. 
- Dobrze, dziękuję. - Może powinienem zrobić wokół siebie jakieś zamieszanie? Żeby media się tym zainteresowały? Może wtedy przez to wszystko chociaż na chwilkę wyrzucę Rosalie z pamięci?
- Proszę. - Kelnerka położyła na stoliku białą kopertę i uśmiechnęła się szeroko. 
- Dziękuję 
- Nie chcę być wścibska ani nie grzeczna, ale napisał pan list, prawda? 
- No tak 
- Jeśli mogę panu coś powiedzieć, to chyba tylko tyle, że dziewczyna ma szczęście i pewnie bardzo pana kocha. 
- Ona mnie nie zna. - Spuściłem głowę. - Czekam na nią, może wróci. 
- Wróci.. jestem pewna, że wróci i pokocha. - Spojrzałem w oczy tej kobiety i zobaczyłem w nich troskę.- Muszę wracać do pracy. Powodzenia! 
- Dziękuję - Wyszeptałem. Włożyłem list do koperty, na której napisałem "Do Rosalie",wstałem i zostawiłem pieniądze za kawę po czym wyszedłem.

*Perspektywa Rosalie 

- Jesteśmy! - Zawołał Justin wchodząc do domu. Zerwałam się z kanapy przerywając tym samym opowieść Pattie i pobiegłam do chłopaka. 
- Justin! - Przytuliłam się do niego, a on cicho się zaśmiał. 
- Tęskniłaś? - Zapytał rozbawiony. 
- A wiesz, że tak? 
- Wiedziałem. - Puścił do mnie oczko. 
- Cześć Sue. - Przywitałam się i podeszłam do siostry. 
- A hej Ros! - Dziewczyna pocałowała mnie w policzek.
- Gdzie wy tak długo byliście? 
- A tu i tam.. 
- Załatwialiśmy samolot i ochronę. - Odpowiedział Justin, który szperał w lodówce. 
- Po co? 
- Może usiądziecie? - Zapytała Pattie wychodząc z salonu.
- Z chęcią. - Usadowiłam się w fotelu. 
- To po co ta ochrona? 
- I samolot. - Dodał Justin przeżuwając kawałek bułki.
- Tak, ochrona i samolot. 
- Dobra, zapytam wprost. - Zaczęła Sue. - Nie chciałabyś odwiedzić mamy? W sensie pojechać na cmentarz? Do Londynu? 

***
Chciałabym przypomnieć, że obowiązuje nas pewna zasada.-  Wy komentujecie ja dodaję rozdział. 
Dlaczego się do niej nie stosujecie? 
Oczywiście nie mówię tu o wszystkich :) 
Powiem tak: JEŚLI NADAL BĘDZIE TAK JAK JEST TERAZ TO PRZYKRO MI, ALE ROZDZIAŁY BĘDĄ SIĘ POJAWIAŁY RAZ W MIESIĄCU. JEST MI CHOLERNIE PRZYKRO, ŻE MNIE NIE DOCENIACIE. JA SIĘ STARAM PISZĘ TO DLA WAS, A WY MACIE TO ZA PRZEPROSZENIEM W DUPIE. 
To tyle, cześć

poniedziałek, 23 grudnia 2013

22. "The real story"

ROZDZIAŁ DEDYKOWANY - @GosiaGlebocka

Piątek

Nie, to jest kompletnie nie możliwe. Co niby ja miałabym robić na tym zdjęciu z tą kobietą? Nie, nie to na pewno nie jestem ja. Przecież jak dzieci są małe, to są do siebie podobne, prawda? Zaśmiałam się nerwowo. Przewróciłam kolejną stronę albumu, który już po chwili leżał na podłodze. Moje ciało zaczęło drgać. Porozrzucałam wszystkie fotografie po pomieszczeniu. Gdzieś tu musi być imię tego dziecka! Cholera, no! Ze złości i frustracji kopnęłam kanapę. Upadłam na kolana. Ja mam schizy.. Potrzebuję lekarza, jak najszybciej muszę się dostać do jakiegoś specjalisty, bo inaczej zwariuję.
- To nie jesteś ty Rosalie, to nie jesteś ty. - Szeptałam. Podniosłam z ziemi jedno ze zdjęć, jeszcze raz uważnie mu się przyglądając. No zadziwiające podobieństwo. Boże..
- Halo, mamo? Przyjedź jak najszybciej. Ros wie. - Usłyszałam za sobą głos Justina. Co do cholery wiem?! O co tu chodzi?! Chłopak podszedł do mnie bliżej, ale ja się cofnęłam. - Ros spokojnie.
- Kim ona jest?! - Wrzasnęłam. Pokazałam mu zdjęcie kobiety. - Kim? - Justin spuścił głowę. Nie odpowiedział nic, zupełnie nic. - No kim?!
- Twoją mamą! - Krzyknął. Do moich oczu napłynęły łzy. Obraz gwałtownie mi się zamazał. Ale, jak to? Co z moją mamą w Londynie? Co z moim tatą?! Oddychałam głośno i głęboko.
- Ty żartujesz, prawda? - Mój głos się łamał. Ledwo stałam na nogach, które miałam jak z waty. Chłopak pokręcił głową.
- A tata? Mój tata to Jack, tak? To Jack!
- Twój tata to Tom.
- Nie! - Wrzasnęłam. - Nie!
- Przykro mi.  - Miałam ochotę wygarnąć mu wszystko. Powiedzieć o tym, jakie krzywdy musiałam znosić w tamtym domu przez te wszystkie lata, podczas gdy moi prawdziwi rodzice żyli sobie szczęśliwie. Nie obchodziłam ich wcale! Mieli mnie w dupie! Oddali mnie obcym ludziom, żeby pozbyć się problemu! Jak tak można?! Ominęłam chłopaka i na drżących nogach pobiegłam do pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz. Mogłabym przysiąc, że jeszcze nigdy w moim gównianym życiu nie czułam się tak jak teraz. Śmierć "ojca", "matka" tyran, nigdy bym nie pomyślała, że może być jeszcze gorzej, a tu nagle takie coś. Wszystko było jednym wielkim kłamstwem! Rzuciłam się na łóżko. Byłam cała zalana łzami, ale to teraz nie miało znaczenia. Jak oni mogli mi to zrobić? No jak?!
- Rosalie, otwórz drzwi, proszę. - Justin miał smutny ton.- Proszę Cię, to nie tak, Rosalie, proszę!
- Co nie tak, co nie tak?! Jestem śmieciem! Rozumiesz?! Czuję się jak gówno! Idź stąd! - Szlochałam.
- Rosalie..
- Idź! - Wrzasnęłam. Nie potrafię zrozumieć dlaczego ja w ogóle tutaj jestem. To wszystko przez Sue. To ona mnie namówiła na przyjazd tutaj! Mam ich wszystkich dosyć. Czemu nie mogę żyć normalnie? No czemu?! Jeszcze nigdy nie spotkało mnie nic dobrego, nigdy.. Zawsze wszystko mi się waliło i tak już będę miała chyba do końca.. Tak sobie myślę, że śmierć byłaby najlepszym sposobem na rozwiązanie tych wszystkich problemów i kłopotów.
- Ros, to ja Pattie. Kochanie otwórz drzwi.
- Nienawidzę was! Was wszystkich! - Wyciągnęłam z pod łóżka walizkę i zaczęłam wrzucać do niej swoje rzeczy. Nie mogę tu dłużej zostać, nie po tym wszystkim.

*perspektywa Justin'a

Słyszałem jej szloch. Widziałem jej łzy. To nie miało wszystko tak wyglądać. Mieliśmy ją tylko odnaleźć i się nią zaopiekować. Szczerze? Wolałbym, żeby nie wiedziała o Judith. Wiem, że to jej matka, ale to co się teraz dzieje jest totalną tragedią. Ja widzę jak Rosalie się rozpada..
- Gdzie ona jest?! - Usłyszałem stukanie obcasów i delikatny, damski głos.
- Na górze. - Odpowiedziałem wyłaniając się zza rogu pokoju. Moje oczy napotkały śliczną brunetkę. Na jej twarzy malowało się zdziwienie, ale i smutek? Tak dawno jej nie widziałem. Tęskniłem.. - Sue - Dziewczyna kiwnęła głową, zmierzyła mnie wzrokiem i ruszyła na górę. To chore, że kiedyś byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, a teraz? Jestem dla niej nikim. Ona mnie nienawidzi. Zaraz za nią do domu wszedł wysoki mężczyzna.
- Witaj Justin. - Przywitał się ze mną. Spojrzałem na niego oczami pełnymi nienawiści. Zawsze go nie lubiłem i nawet nie starałem się polubić. Znosiłem tego faceta tylko dlatego, że był ojcem mojej najlepszej przyjaciółki. Dlaczego żywię wobec niego takie uczucia? Odpowiedź jest prosta. To przez Rosalie. Do tej pory nie potrafię zrozumieć dlaczego on i Judith to zrobili. Mogli postąpić zupełnie inaczej.. Wiem, że było im trudno, ale no kurde, żeby oddać swoje własne dziecko?!
- Dzień dobry panu - Odparłem chłodno. Mężczyzna uśmiechnął się lekko i podążył za córką, a ja pobiegłem za nimi. Ten gość zachowuje się tak jakby nic się nie stało. Co za palant..
- To ja Sue. - Dziewczyna zapukała do drzwi, czekając na odpowiedź.
- Nie chcę Cię widzieć! Odejdź! - Ten zdesperowany ton głosu Ros łamał mi serce. Miałem ochotę ją przytulić i płakać razem z nią. 
- Ale Ros.. - Sue wzięła głęboki oddech i ze świstem wypuściła powietrze.Wymieniła z Tomem spojrzenia.  - Jestem Twoją przyjaciółką, martwię się. - Zamek w drzwiach się przekręcił, a już po chwili zostały one otwarte.  Zobaczyłem zapłakaną blondynkę z rozczochranymi włosami. Oczy miała zaczerwienione, a policzki lekko różowe. - Rosalie, nareszcie. - Sue podeszła bliżej. Wyglądało na to, że chciała przytulić przyjaciółkę, ale Ros się cofnęła.
- Nie dotykaj mnie. - Syknęła.
- Jestem Twoją siostrą. Nie bądź dla mnie taka. Przez tyle czasu Cię szukaliśmy. Chcieliśmy Cię odzyskać. Rozumiesz? Chcieliśmy, żebyś do nas wróciła. - Ros prychnęła.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie. - Zaczęła. - Przez tyle lat żyłaś sobie pięknie i cudownie. Miałaś duży dom, kochającą rodzinę i przyjaciela, na którym mogłaś zawsze polegać. Wszyscy Cię szanowali i lubili. Miałaś wszystko co chciałaś. A ja? Ja nie miałam nic! Zupełnie nic! Ty żyłaś moim życiem! Rozumiesz do cholery?! Moim! Jak mogłaś mnie tak oszukać? Udawać taką biedną i skrzywdzoną przez Justin'a i los? Ty nie wiesz co to znaczy być skrzywdzonym! Nigdy tego nie zrozumiesz!
- Ja..
- Zamknij się! Teraz ja mówię! Nie chcę Cię znać. Jesteś dla mnie nic nie wartym gównem. - Stałem tam i nie wiedziałem co mam robić. Rosalie prawie dławiła się łzami, a Sue wyglądała tak jakby zaraz miała również się rozpłakać. A Tom? Stał niewzruszony. Co jest z nim do cholery nie tak?  - Nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy! Wy wszyscy jesteście cholernymi kłamcami! Tak bardzo was nienawidzę! Popieprzeni ludzie! - Nie wytrzymałem. Ruszyłem w stronę Rosalie. Zrobiłem to wszystko tak szybko, że dziewczyna nie zdążyła zareagować. Przytuliłem ją mocno do siebie. Ros rzucała się na wszystkie strony, chcąc się wydostać, ale ja nie dawałem za wygraną. Trzymałem ją i nie zamierzałem puścić. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że łzy spływają po moich policzkach. Pociągnąłem nosem.
- Cii, już dobrze. - Uspokajałem ją.
- Ja muszę uciekać. Muszę uciekać. - Szeptała.
- Daj sobie najpierw wszystko wyjaśnić. Po co tak dramatyzujesz? Stało się coś? Nie wydaje mi się. Jestem twoim ojcem, a Sue twoją siostrą powinnaś się cieszyć, a nie ryczeć jak jakieś głupie dziecko. - Warknął Tom.
- Tato! - Krzyknęła Sue, piorunując go wzrokiem.
- No co? Taka prawda. - Miałem ogromną ochotę przyjebać temu facetowi, ale zamiast tego mocniej przytuliłem Ros i zacząłem śpiewać jej do ucha jedną z moich piosenek.
- Dlaczego taki jesteś?
- Może dlatego, że ona strasznie przypomina mi Judith? Pogodziłem się z jej śmiercią, ale Ty uparłaś się, żeby szukać Rosalie. Wy nie rozumiecie, że ona jest tak podobna do swojej matki. Boję się, że jeśli znowu się przyzwyczaję i znowu ją stracę to tego nie przeżyję. Rozumiecie?!  Z resztą, po co ja wam to mówię? Jesteście tylko bandą dzieciaków. Nie wiecie co czuje człowiek, który traci osobę, którą kocha. Wy nic nie wiecie. Nic! - Zaczynam rozumieć, dlaczego Tom zawsze był taki, taki dziwny. On nigdy nie pogodził się ze śmiercią żony. Ukrywał swój ból tak bardzo jak tylko mógł.
- Chcę znać prawdę, całą prawdę. - Odezwała się Ros.
- Ja Ci wszystko opowiem, jeśli mi obiecasz, że nas znowu nie opuścisz. - Sue stała i wpatrywała się w Rosalie dużymi oczami.
- Ty wiesz? - Blondynka zwróciła się do mnie. Pokiwałem głową. - Opowiedz.
- Dobrze - Oderwałem się od Ros, złapałem ją za rękę i razem usiedliśmy na łóżku. Zastanawiałem się jak mam zacząć. Tą historię słyszałem od mamy i nie wiem czy stało się tak jak ona mi to opowiedziała.
- Zaczynaj.
- Judith i Tom byli wspaniałym małżeństwem. - Zerknąłem na mężczyznę, który wpatrywał się w widok za oknem. - Poznali się w latach szkolnych. Tom bardzo o nią zabiegał, ale Judith nie była co do niego przekonana. Z czasem jednak zaczęła się mu otwierać. Zakochali się w sobie. Rodzice Judith byli przeciwni temu związkowi, dlatego Judith i Tom twierdzili, że pozostaną w ukryciu. O ich związku wiedziały tylko dwie osoby. Moja mama i przyjaciel Toma.
- Jack. - Wtrącił mężczyzna.
- Tak, Jack. - Przytaknąłem. - Pewnego dnia rodzice Judith przyłapali ją i Toma jak się całowali. Kobieta dostała zakaz spotykania się ze swoim chłopakiem, ale mimo wszystko potajemnie wymykała się późnymi wieczorami, żeby się z nim zobaczyć. Gdy oby dwoje skończyli wiek pełnoletni. Postanowili się pobrać. Rodzice dziewczyny nie wyrazili zgody na ślub. Uważali, że Tom nie jest dobrym kandydatem na męża. W między czasie Judtih dowiedziała się, że jest w ciąży i razem z Tomem oznajmili to rodzicom.
- Byli zbulwersowani tym faktem i kazali jej usunąć dziecko. Twierdzili, że jest za młoda na bycie matką i że ja nie zdołam jej utrzymać. Zgodzili się na ślub, ale jednym z ich warunków było oddanie dziecka po urodzeniu do jakiś obcych ludzi. Judith była temu przeciwna, ale ją przekonałem. Wzięliśmy ślub. A Ciebie oddaliśmy Jack'owi i jego żonie. To nie było dla nas łatwe. Z początku Cię odwiedzaliśmy, ale z czasem przestaliśmy to robić. Stwierdziliśmy, że lepiej będzie jak o nas nie będziesz nic wiedziała.  - Dokończył za mnie Tom. Ros siedziała z otwartą buzią.
- Jak to możliwe, że Sue jest moją siostrą? - Zapytała po chwili.
- Nie jestem rodzoną córką Toma. On jest moim ojczymem. - Odpowiedziała brunetka.
- Nie zdradziłem Twojej mamy Ros.. Za bardzo ją kochałem. Tego dnia kiedy jechała razem z Jack'iem po Ciebie miałem złe przeczucie.
- To ona jechała z moim ta.. to znaczy z Jack'iem tym samochodem? - Pokiwałem głową. - Ona chciała mnie zabrać tutaj?
- Tak, chcieliśmy Cię z powrotem. - Rosalie wstała z łóżka i podeszła do Toma. Przytuliła się do niego, a mężczyzna pocałował ją w czoło. - Przepraszam Cię Ros..

***
Hejka ;)
Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale mam teraz dość trudny okres.. do tego szkoła i w ogóle.. Powiem tylko tyle, że nie jest ze mną za dobrze.. ale to tam..
Co sądzicie o rozdziale? Wyjaśniło się wszystko?
Przesyłam buziaki xx do następnego ♥

niedziela, 15 grudnia 2013

ZWIASTUN

Cześć kochani :) W końcu mamy zwiastun!
http://www.youtube.com/watch?v=cyfM7xGPaHQ&feature=youtu.be

Rozdział pojawi się w przyszłym tygodniu ^.^  

niedziela, 1 grudnia 2013

21. "It's me?! "

 Przeczytajcie notkę pod rozdziałem :)

ROZDZIAŁ DEDYKOWANY - @__sylwia_

piątek 

- Jack, jesteś pewien, że to dobry moment? 
- Musisz w końcu powiedzieć jej prawdę! Ona musi się dowiedzieć!
- Ale to jest jeszcze dziecko... 
- Posłuchaj, ona tam dłużej nie wytrzyma. Mimo, że jest dzieckiem to uwierz mi, że rozumie naprawdę dużo. Jest mądrą dziewczynką. Judith, musisz to zrobić. 
- Boję się, Jack. 
- Judith..
- Boję się, że Rosalie tego nie zniesie! Ty nie rozumiesz. Proszę Cię, nie jedź tak szybko, jest ślisko. 
- Błagam Cię, kobieto! Ona się ucieszy! Znam ją bardzo dobrze, to moja córka! 
- No nie zupełnie.. Zwolnij, prosiłam przecież! 
- To ja ją wychowywałem, uczyłem życia i byłem przy niej zawsze gdy tego potrzebowała, a teraz kolej na Ciebie.
- Zabiorę ją do domu. 
- Wywieziesz ją stąd? 
- Tak do Kanady. Tom również się niecierpliwi. 
- Em, myślę, że to dobry pomysł. 
- Ale co z Tobą? Dasz sobie jakoś radę? 
- Będę ją odwiedzał, jeśli w ogóle ona będzie chciała mnie znać. 
- Ona Cię kocha. 
- Ja ją też. 
- Błagam, zwolnij! 
- Daj spokój, Judith. Jestem dobrym kierowcą. 
- Wiem, ale.. Boże! Jack, uważaj! 

*Perspektywa Rosalie

Szłam długą dróżką, otoczoną różnego rodzaju kwiatami. Chciałam jak najszybciej dostać się do czarnej ławeczki, która stała pomiędzy dużymi drzewami. Zaczęłam biec. Promyki słońca muskały moją twarz i całe ciało. Spojrzałam w dół. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że jestem tylko w za dużej koszulce do spania i krótkich spodenkach, a moje stopy są zupełnie bose. Wytężyłam swój wzrok i spostrzegłam jakiegoś człowieka siedzącego niedaleko miejsca, do którego podążałam. Przebiegłam obok niego, nawet nie zwracając większej uwagi na tą osobę. Usiadłam na ławeczce. Wiatr rozwiewał moje włosy. Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu. 
- Dlaczego mnie zostawiłaś? - Usłyszałam męski, lekko zachrypnięty głos. Usiadłam prosto i od razu napotkałam śliczne, zielone diamenciki wpatrujące się we mnie. 
- Przecież tu jestem. - Odparłam. Chłopak zajął miejsce koło mnie. - Jak mnie tu znalazłeś? - Harry wzruszył ramionami. 
- Nie wiem. Ja po prostu zasnąłem i ..
- I znalazłeś się tutaj. - Przerwałam mu i dokończyłam za niego. Chłopak pokiwał głową. 
- To zupełnie tak jak ja. - Zmarszczyłam czoło. 
- Ros? 
- Tak? 
- Chciałbym Ci coś powiedzieć. 
- No to mów, słucham. 
- Ja.. 
- Ej blondi, wstawaj. - Ktoś wymruczał do mojego ucha. - Śniadanko czeka.
- Harry? - Zapytałam pełna nadziei. Tak bardzo nie chciałam, aby mój sen się kończył. Pragnęłam jak najdłużej być przy nim i z nim, z Harry'm.
- To ja, Justin. - Otworzyłam swoje zaspane oczy.
- A, Justin.. daj mi spać. - Przekręciłam się na drugi bok, odwracając się plecami do chłopaka.
- Ale ja zrobiłem dla Ciebie śniadanie.
- Ty? Chyba raczej Pattie.
- Czy to ważne kto? Kawa Ci stygnie.
- Dobra, dobra, już. - Usiadłam na łóżku. Wzięłam do ręki kubek z kawą i upiłam łyk. Dlaczego to był tylko sen? Dlaczego Harry twierdził, że to właśnie jego zostawiłam? Skąd on znał moje imię?

*Perspektywa Harry'ego

List IV
Londyn 28.06.2013 r. 
Droga Ros 
Wyjeżdżam za trzy dni, a Ty jeszcze nie wróciłaś.. Tak sobie myślę, że może Lou ma rację. Może Ty wcale nie wrócisz? Nawet jęsli, to mnie już tu nie będzie.. Pewnie nawet nie przeczytasz tych pieprzonych listów. Jestem idiotą. Mogłem od razu powiedzieć Ci kim naprawdę jestem i teraz nie było by tej całej szopki z tymi listami. Miałem okazję z Tobą porozmawiać, ale jak zwykle stchórzyłem. A teraz? Teraz jestem, kurwa sam. Nie ma Cię przy mnie, a mnie nie ma przy Tobie. Śniło mi się coś dziwnego, byłaś tam Ty i ja i rozmawiałem z Tobą. Szkoda, że to był tylko zwykły i nic nie warty sen. Coś co jest faktem to to, że wszystko nam pękło jak mydlana bańka. Było super, fajnie, pięknie. Długie rozmowy i wzajemne zrozumienie, przyjaźń i nagle BUM, nie ma nic. Nie wiem, czy jest sens powtarzać to po raz kolejny, że tęsknię i tak dalej.. bo chyba to już powinnaś wiedzieć. Pamiętaj. Zostały trzy dni, tylko trzy krótkie dni.. 
Harry 

Zbiegłem na dół. 
- Lou? 
- Co? - Chłopak odwrócił się do mnie przodem. 
- Zrobiłbyś coś dla mnie? 
- No dobra, ale co? 
- Zanieś ten list na cmentarz i wrzuć do takiej dużej skrzyni. - Pokazałem mu kopertę. Nie chciałem tam iść i znowu spotkać tego chorego mężczyznę. Na samą myśl o nim dostaję dreszczy. Louis zrobił zdziwioną minę, ale przytaknął. - Dzięki. - Podałem mu list i z powrotem pobiegłem do sypialni. Tracę nadzieję i wiarę, a to chyba najgorsze co może być.. 

* Perspektywa Rosalie 

Siedziałam na łóżku Justina i oglądałam kreskówki. Między czasie zajadałam duże łyżki lodów waniliowych. które przyniósł chłopak zanim gdzieś wyszedł. Z tego co wiem, to reszty domowników również nie ma. Pojechali do jakiś znajomych i wrócą późnym wieczorem, więc jestem sama. Tęsknię za Sue.. Nie mam z nią żadnego kontaktu, nie wiem co u niej i Toma. Mam już serdecznie dosyć ukrywania. Kompletnie nie rozumiem tej durnej policji. Uwierzyła w jakąś zasraną bajeczkę mojej mamusi, no świetnie. Zeszłam z łóżka i wyszłam z pokoju. Zbiegłam do salonu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. W rogu pokoju stał wysoki regał. Podeszłam bliżej. Chwyciłam jedną z książek i podreptałam do sofy, na której po chwili usiadłam. Otworzyłam książkę i moje usta uformowały się w literkę "o". To nie była książka, a album ze zdjęciami i krótkimi opisami po bokach! Na jednym ze zdjęć był mały Justin, na drugim Pattie, a na trzecim jakaś blondynka. Dokładnie się jej przyjrzałam. Dziwne.. można by powiedzieć, że była podobna do mnie. Miała taki sam kolor włosów i oczu. Nawet jej rysy twarzy odpowiadały moim. Przeczytałam mały opis umieszczony koło fotografii. 

" Judith- moja najlepsza, najwspanialsza i najpiękniejsza przyjaciółka. " 

Judith? Przewracałam kolejne strony w poszukiwaniu tej kobiety. Znalazłam Pattie przytulającą tą całą Judith, a po chwili natknęłam się na zdjęcie jej i Toma? 

" Judith i Tom - Najpiękniejszy dzień w ich życiu, ślub i wesele." 

To znaczy, że ona była żoną Toma? Ale jak to? A co z mamą Sue? Spojrzałam niżej i zamarłam. 

" Judith i jej mała córeczka" 

To jest niemożliwe! Przecież, przecież... przecież to do cholery jestem ja!

***
Cześć Wam :) 
Wiem, że poprzedni rozdział był strasznie nudny i po prostu do dupy, ale myślę, że ten jest w miarę okej, hm? Ostatnio kompletnie nie wyrabiam się z pisaniem rozdziałów, dlatego też one są takie jakie są i bardzo za to przepraszam.
 NOTKA WYJAŚNIAJĄCA TEN ROZDZIAŁ: 
1. Rosalie wiedziała, że to był Harry ponieważ to był sen :) Ona go widziała we śnie, rozumiecie? TO BYŁ SEN ;) On się jej po prostu śnił.
2. Doskonale wiem, że się pogubiłyście, ale nie mogę Wam tu tego wszystkiego zdradzić, bo to ma być w kolejnych rozdziałach.
3. Jak pewnie co niektóre z Was się domyśliły - Jack to tata Ros. CZĘŚĆ PODKREŚLONA JEST TO PEWNEGO RODZAJU PRZENIESIENIE DO WYPADKU TATY ROSALIE  I TEJ "TAJEMNICZEJ KOBIETY" CZYLI JUDITH. 
4. Tom- Jest to tata Sue.(Poza tym pojawiał się on w poprzednich rozdziałach.)
5. Jeszcze raz przypomnę: NIE ZDRADZĘ WAM TERAZ WSZYSTKIEGO, BO MI NIE WYJDZIE NASTĘPNY ROZDZIAŁ. JEŚLI MACIE JAKIEŚ JESZCZE PYTANIA TO PISZCIE NA TT- @Domixon - odpowiem na każde.
KOMENTUJĄC BARDZO MNIE MOTYWUJECIE DO PISANIA, WIĘC NO KOMENTUJCIE :D 
Na koniec chciałabym Wam powiedzieć, że KOCHAM WAS NAJBARDZIEJ NA ŚWIECIE ♥ . 
Do następnego! ^.^