sobota, 28 grudnia 2013

23 "Return?"

PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!

 CZYTASZ = KOMENTUJESZ


ROZDZIAŁ DEDYKOWANY - @czekaj_kinga

sobota 

Odkąd dałem list Lou i kazałem mu go zanieść nie mam z nim żadnego kontaktu. Nie wrócił na noc do domu, nie odbiera telefonu. Nawet pojechałem na ten cmentarz i go szukałem, ale nie było tam nikogo, ani jednego człowieka. Dzwoniłem do reszty chłopaków, ale nikt z nich nie ma pojęcia gdzie jest Louis, a Niall nawet nie raczył odebrać telefonu. A jeśli coś mu się stało? Jeśli ten dziwaczny mężczyzna coś mu zrobił? Napisałem chyba ze sto sms'ów do Eleonor, ale ona nie odpisała mi na ani jednego. Chodziłem po tarasie z telefonem w dłoni. Dzwonić na policję? Nie wiem już co mam robić! Usiadłem na ziemi. Cholera jasna! Wpisałem numer alarmowy i zadzwoniłem.
- Witam, chciałbym zgłosić zaginięcie osoby.
- Proszę najpierw o pańskie dane.
- Harry Styles
- Czy pan robi sobie żarty?! To nie jest zabawne!
- Słucham?! Chciała pani moje dane to podaje! Zaginął mój przyjaciel. Nie wrócił na noc do domu. Nie wiem co się z nim dzieje i .. - Usłyszałem jak zamek w drzwiach się przekręca. Odwróciłem głowę. - Ym, mogłaby pani chwilkę poczekać?
- Proszę pana, ja nie mam czasu na jakieś żarty. Wie pan co może się dziać akurat w tej chwili? - Do domu wszedł rozbawiony Lou, a zaraz zanim Eleonor.
- Dobrze, więc zgłoszenie nie aktualne. - Rozłączyłem się.
- Stary, czemu siedzisz na środku tarasu? - Louis zaśmiał się głośno. Spiorunowałem go wzrokiem.
- Gdzie byłeś? - Zapytałem wściekły.
- On był ze mną. - Wtrąciła się towarzyszka Lou.
- Nie Ciebie pytam! - Syknąłem.
- Ej, ej ,ej spokojnie, byłem bezpieczny.
- Jesteś chory - Pokręciłem głową.
- O co Ci chodzi?
- O to, że kurwa dzwoniłem do Ciebie tyle razy, a Ty nie odbierałeś! Martwiłem się! Nie wróciłeś na noc do domu!
- Nie muszę Ci się spowiadać gdzie idę, z kim i o której wrócę! - Poczułem się tak jakby ktoś mi dał w twarz. Poczułem się kompletnie nie potrzebny, bezużyteczny taki, taki do niczego.
- Masz rację. - Powiedziałem. - Nie muszę Cię pilnować.
- No właśnie
- Zabieraj swoje rzeczy. - Uśmiechnąłem się szeroko.
- Co? - Louis zrobił zdziwioną minę.
- To co słyszałeś. Zabieraj swoje rzeczy. - Odpowiedziałem znudzonym głosem.
- Ale gdzie ja pójdę? Czyś Ty oszalał?
- Do niej? - Wskazałem palcem na Eleonor stojącą przy komodzie i przeglądającą moje rzeczy. - Mama Cię nie nauczyła, że nie dotyka się cudzych rzeczy? - Warknąłem. Dziewczyna szybko odłożyła kartkę, którą trzymała w ręku i podeszła do Lou. Wymienili między sobą spojrzenia. Ominąłem ich i chwyciłem mój notatnik. - Do wieczora ma Cię tu nie być. - Powiedziałem. Wyszedłem z domu trzaskając drzwiami. Ja kuźwa nie rozumiem. Jak można zachowywać się tak bezmyślnie? Nie spałem całą noc, bo czekałem na tego idiotę. Bałem się o niego, a ten co? Palant.. Wsiadłem do samochodu i z piskiem opon odjechałem.

*Perspektywa Rosalie 

Obudziłam się przytulona do czegoś bardzo miękkiego. Usiadłam na łóżku. Koło mnie leżał duży, brązowy miś z ogromną kokardą na szyi. Uśmiechnęłam się lekko. Zeszłam z łóżka i pobiegłam do pokoju Justina. Cichutko otworzyłam drzwi  i weszłam do środka. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale nikogo w nim nie było.
- Szukasz kogoś? - Pattie stała z założonymi rękoma na klatce piersiowej.
- Um, gdzie jest Justin?
- Wyszedł wcześnie rano. - Odparła.
- Mhm - Było mi głupio po wczoraj. To wszystko co powiedziałam było okropne, wiem. - Przepraszam. - Pattie uśmiechnęła się ciepło.
- Nie masz za co skarbie. - Podeszłam do kobiety i przytuliłam ją mocno. - Zmykaj się ubrać i zejdź na śniadanie. Zrobiłam naleśniki. - Powiedziała wesoło. Pokiwałam głową i pobiegłam do pokoju. Szybko się ubrałam i rozczesałam włosy, które zaplotłam w warkoczyka. Zeszłam na dół.
- A Sue i Tom? Wrócili do siebie do domu?
- Tom pojechał do domu, a Sue została i wyszła z Justinem.
- A ten miś?
- Jaki miś?
- No obudziłam się koło wielkiego misia.
- Nie mam pojęcia skarbie. - Wzruszyłam ramionami i zaczęłam jeść.
- Em, Pattie?
- Tak?
- Opowiesz mi o.. o mamie? - Oczy kobiety rozbłysły.
- Oczywiście, jeśli tego chcesz, to pewnie. - Uśmiechnęłam się do niej.

*Perspektywa Harry'ego 

Siedziałem w kawiarni i popijałem kawę. Mam serio już wszystkiego dosyć. Nienawidzę siebie, swojego życia i wszystkich dookoła! Chciałbym uciec, tak jak zrobiła to Ros, ale chyba nie dał bym rady. Położyłem notatnik na stole, otworzyłem go i wyrwałem kartkę. Przeszukałem kieszenie bluzy i wyjąłem z jednej długopis.
List V
29.06.2013r.
Cześć Rosalie

Zostały tylko dwa dni. Chyba pomału godzę się z tym, że już Cię nigdy więcej nie zobaczę. Zjebałem i tyle. Każdego wieczoru przed snem, gdy zamknę oczy widzę Twoją twarz. Widzę Ciebie. Moje serce bije wtedy jak szalone, aż czasami boję się sam o siebie. Może zapomnę, co? Wiesz... tak naprawdę w LA zacznę nowe życie. Może spotkam kogoś kto mnie pokocha takim jakim jestem? Nie moje pieniądze, a mnie, mnie całego. Nie wiem czy znajdę taką kobietę. Tylko, że ja najbardziej boję się o to, że nie zdołam o Tobie zapomnieć, że cały czas będziesz w mojej głowie, tak jak teraz. Chcę żebyś wiedziała, że nikt nigdy nie oczaruje mnie tak, jak zrobiłaś to Ty. Jesteś cudowną dziewczyną i zazdroszczę facetowi, który Cię będzie miał. Szczerze? Jeśli kiedyś w przyszłości zobaczyłbym Cię z mężem i gromadką dzieci to uwierz mi, że bym umarł. Bo przecież uczucia nigdy nie wyparują. Zawsze będziesz dla mnie ważna. Powiedziałbym, że nawet najważniejsza. Przepraszam, że się poddaję, że już nie wierzę w to, że wrócisz. Że nie wierzę już w nas. Przepraszam.. 

Harry 

Odłożyłem długopis i zacząłem się rozglądać. 
- Przepraszam? - Zawołałem. Kelnerka podeszła do mnie i spojrzała na mnie wyczekująco. 
- W czym mogę pomóc? 
- Ma pani może kopertę? 
- Zaraz poszukam. 
- Dobrze, dziękuję. - Może powinienem zrobić wokół siebie jakieś zamieszanie? Żeby media się tym zainteresowały? Może wtedy przez to wszystko chociaż na chwilkę wyrzucę Rosalie z pamięci?
- Proszę. - Kelnerka położyła na stoliku białą kopertę i uśmiechnęła się szeroko. 
- Dziękuję 
- Nie chcę być wścibska ani nie grzeczna, ale napisał pan list, prawda? 
- No tak 
- Jeśli mogę panu coś powiedzieć, to chyba tylko tyle, że dziewczyna ma szczęście i pewnie bardzo pana kocha. 
- Ona mnie nie zna. - Spuściłem głowę. - Czekam na nią, może wróci. 
- Wróci.. jestem pewna, że wróci i pokocha. - Spojrzałem w oczy tej kobiety i zobaczyłem w nich troskę.- Muszę wracać do pracy. Powodzenia! 
- Dziękuję - Wyszeptałem. Włożyłem list do koperty, na której napisałem "Do Rosalie",wstałem i zostawiłem pieniądze za kawę po czym wyszedłem.

*Perspektywa Rosalie 

- Jesteśmy! - Zawołał Justin wchodząc do domu. Zerwałam się z kanapy przerywając tym samym opowieść Pattie i pobiegłam do chłopaka. 
- Justin! - Przytuliłam się do niego, a on cicho się zaśmiał. 
- Tęskniłaś? - Zapytał rozbawiony. 
- A wiesz, że tak? 
- Wiedziałem. - Puścił do mnie oczko. 
- Cześć Sue. - Przywitałam się i podeszłam do siostry. 
- A hej Ros! - Dziewczyna pocałowała mnie w policzek.
- Gdzie wy tak długo byliście? 
- A tu i tam.. 
- Załatwialiśmy samolot i ochronę. - Odpowiedział Justin, który szperał w lodówce. 
- Po co? 
- Może usiądziecie? - Zapytała Pattie wychodząc z salonu.
- Z chęcią. - Usadowiłam się w fotelu. 
- To po co ta ochrona? 
- I samolot. - Dodał Justin przeżuwając kawałek bułki.
- Tak, ochrona i samolot. 
- Dobra, zapytam wprost. - Zaczęła Sue. - Nie chciałabyś odwiedzić mamy? W sensie pojechać na cmentarz? Do Londynu? 

***
Chciałabym przypomnieć, że obowiązuje nas pewna zasada.-  Wy komentujecie ja dodaję rozdział. 
Dlaczego się do niej nie stosujecie? 
Oczywiście nie mówię tu o wszystkich :) 
Powiem tak: JEŚLI NADAL BĘDZIE TAK JAK JEST TERAZ TO PRZYKRO MI, ALE ROZDZIAŁY BĘDĄ SIĘ POJAWIAŁY RAZ W MIESIĄCU. JEST MI CHOLERNIE PRZYKRO, ŻE MNIE NIE DOCENIACIE. JA SIĘ STARAM PISZĘ TO DLA WAS, A WY MACIE TO ZA PRZEPROSZENIEM W DUPIE. 
To tyle, cześć

poniedziałek, 23 grudnia 2013

22. "The real story"

ROZDZIAŁ DEDYKOWANY - @GosiaGlebocka

Piątek

Nie, to jest kompletnie nie możliwe. Co niby ja miałabym robić na tym zdjęciu z tą kobietą? Nie, nie to na pewno nie jestem ja. Przecież jak dzieci są małe, to są do siebie podobne, prawda? Zaśmiałam się nerwowo. Przewróciłam kolejną stronę albumu, który już po chwili leżał na podłodze. Moje ciało zaczęło drgać. Porozrzucałam wszystkie fotografie po pomieszczeniu. Gdzieś tu musi być imię tego dziecka! Cholera, no! Ze złości i frustracji kopnęłam kanapę. Upadłam na kolana. Ja mam schizy.. Potrzebuję lekarza, jak najszybciej muszę się dostać do jakiegoś specjalisty, bo inaczej zwariuję.
- To nie jesteś ty Rosalie, to nie jesteś ty. - Szeptałam. Podniosłam z ziemi jedno ze zdjęć, jeszcze raz uważnie mu się przyglądając. No zadziwiające podobieństwo. Boże..
- Halo, mamo? Przyjedź jak najszybciej. Ros wie. - Usłyszałam za sobą głos Justina. Co do cholery wiem?! O co tu chodzi?! Chłopak podszedł do mnie bliżej, ale ja się cofnęłam. - Ros spokojnie.
- Kim ona jest?! - Wrzasnęłam. Pokazałam mu zdjęcie kobiety. - Kim? - Justin spuścił głowę. Nie odpowiedział nic, zupełnie nic. - No kim?!
- Twoją mamą! - Krzyknął. Do moich oczu napłynęły łzy. Obraz gwałtownie mi się zamazał. Ale, jak to? Co z moją mamą w Londynie? Co z moim tatą?! Oddychałam głośno i głęboko.
- Ty żartujesz, prawda? - Mój głos się łamał. Ledwo stałam na nogach, które miałam jak z waty. Chłopak pokręcił głową.
- A tata? Mój tata to Jack, tak? To Jack!
- Twój tata to Tom.
- Nie! - Wrzasnęłam. - Nie!
- Przykro mi.  - Miałam ochotę wygarnąć mu wszystko. Powiedzieć o tym, jakie krzywdy musiałam znosić w tamtym domu przez te wszystkie lata, podczas gdy moi prawdziwi rodzice żyli sobie szczęśliwie. Nie obchodziłam ich wcale! Mieli mnie w dupie! Oddali mnie obcym ludziom, żeby pozbyć się problemu! Jak tak można?! Ominęłam chłopaka i na drżących nogach pobiegłam do pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz. Mogłabym przysiąc, że jeszcze nigdy w moim gównianym życiu nie czułam się tak jak teraz. Śmierć "ojca", "matka" tyran, nigdy bym nie pomyślała, że może być jeszcze gorzej, a tu nagle takie coś. Wszystko było jednym wielkim kłamstwem! Rzuciłam się na łóżko. Byłam cała zalana łzami, ale to teraz nie miało znaczenia. Jak oni mogli mi to zrobić? No jak?!
- Rosalie, otwórz drzwi, proszę. - Justin miał smutny ton.- Proszę Cię, to nie tak, Rosalie, proszę!
- Co nie tak, co nie tak?! Jestem śmieciem! Rozumiesz?! Czuję się jak gówno! Idź stąd! - Szlochałam.
- Rosalie..
- Idź! - Wrzasnęłam. Nie potrafię zrozumieć dlaczego ja w ogóle tutaj jestem. To wszystko przez Sue. To ona mnie namówiła na przyjazd tutaj! Mam ich wszystkich dosyć. Czemu nie mogę żyć normalnie? No czemu?! Jeszcze nigdy nie spotkało mnie nic dobrego, nigdy.. Zawsze wszystko mi się waliło i tak już będę miała chyba do końca.. Tak sobie myślę, że śmierć byłaby najlepszym sposobem na rozwiązanie tych wszystkich problemów i kłopotów.
- Ros, to ja Pattie. Kochanie otwórz drzwi.
- Nienawidzę was! Was wszystkich! - Wyciągnęłam z pod łóżka walizkę i zaczęłam wrzucać do niej swoje rzeczy. Nie mogę tu dłużej zostać, nie po tym wszystkim.

*perspektywa Justin'a

Słyszałem jej szloch. Widziałem jej łzy. To nie miało wszystko tak wyglądać. Mieliśmy ją tylko odnaleźć i się nią zaopiekować. Szczerze? Wolałbym, żeby nie wiedziała o Judith. Wiem, że to jej matka, ale to co się teraz dzieje jest totalną tragedią. Ja widzę jak Rosalie się rozpada..
- Gdzie ona jest?! - Usłyszałem stukanie obcasów i delikatny, damski głos.
- Na górze. - Odpowiedziałem wyłaniając się zza rogu pokoju. Moje oczy napotkały śliczną brunetkę. Na jej twarzy malowało się zdziwienie, ale i smutek? Tak dawno jej nie widziałem. Tęskniłem.. - Sue - Dziewczyna kiwnęła głową, zmierzyła mnie wzrokiem i ruszyła na górę. To chore, że kiedyś byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, a teraz? Jestem dla niej nikim. Ona mnie nienawidzi. Zaraz za nią do domu wszedł wysoki mężczyzna.
- Witaj Justin. - Przywitał się ze mną. Spojrzałem na niego oczami pełnymi nienawiści. Zawsze go nie lubiłem i nawet nie starałem się polubić. Znosiłem tego faceta tylko dlatego, że był ojcem mojej najlepszej przyjaciółki. Dlaczego żywię wobec niego takie uczucia? Odpowiedź jest prosta. To przez Rosalie. Do tej pory nie potrafię zrozumieć dlaczego on i Judith to zrobili. Mogli postąpić zupełnie inaczej.. Wiem, że było im trudno, ale no kurde, żeby oddać swoje własne dziecko?!
- Dzień dobry panu - Odparłem chłodno. Mężczyzna uśmiechnął się lekko i podążył za córką, a ja pobiegłem za nimi. Ten gość zachowuje się tak jakby nic się nie stało. Co za palant..
- To ja Sue. - Dziewczyna zapukała do drzwi, czekając na odpowiedź.
- Nie chcę Cię widzieć! Odejdź! - Ten zdesperowany ton głosu Ros łamał mi serce. Miałem ochotę ją przytulić i płakać razem z nią. 
- Ale Ros.. - Sue wzięła głęboki oddech i ze świstem wypuściła powietrze.Wymieniła z Tomem spojrzenia.  - Jestem Twoją przyjaciółką, martwię się. - Zamek w drzwiach się przekręcił, a już po chwili zostały one otwarte.  Zobaczyłem zapłakaną blondynkę z rozczochranymi włosami. Oczy miała zaczerwienione, a policzki lekko różowe. - Rosalie, nareszcie. - Sue podeszła bliżej. Wyglądało na to, że chciała przytulić przyjaciółkę, ale Ros się cofnęła.
- Nie dotykaj mnie. - Syknęła.
- Jestem Twoją siostrą. Nie bądź dla mnie taka. Przez tyle czasu Cię szukaliśmy. Chcieliśmy Cię odzyskać. Rozumiesz? Chcieliśmy, żebyś do nas wróciła. - Ros prychnęła.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie. - Zaczęła. - Przez tyle lat żyłaś sobie pięknie i cudownie. Miałaś duży dom, kochającą rodzinę i przyjaciela, na którym mogłaś zawsze polegać. Wszyscy Cię szanowali i lubili. Miałaś wszystko co chciałaś. A ja? Ja nie miałam nic! Zupełnie nic! Ty żyłaś moim życiem! Rozumiesz do cholery?! Moim! Jak mogłaś mnie tak oszukać? Udawać taką biedną i skrzywdzoną przez Justin'a i los? Ty nie wiesz co to znaczy być skrzywdzonym! Nigdy tego nie zrozumiesz!
- Ja..
- Zamknij się! Teraz ja mówię! Nie chcę Cię znać. Jesteś dla mnie nic nie wartym gównem. - Stałem tam i nie wiedziałem co mam robić. Rosalie prawie dławiła się łzami, a Sue wyglądała tak jakby zaraz miała również się rozpłakać. A Tom? Stał niewzruszony. Co jest z nim do cholery nie tak?  - Nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy! Wy wszyscy jesteście cholernymi kłamcami! Tak bardzo was nienawidzę! Popieprzeni ludzie! - Nie wytrzymałem. Ruszyłem w stronę Rosalie. Zrobiłem to wszystko tak szybko, że dziewczyna nie zdążyła zareagować. Przytuliłem ją mocno do siebie. Ros rzucała się na wszystkie strony, chcąc się wydostać, ale ja nie dawałem za wygraną. Trzymałem ją i nie zamierzałem puścić. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że łzy spływają po moich policzkach. Pociągnąłem nosem.
- Cii, już dobrze. - Uspokajałem ją.
- Ja muszę uciekać. Muszę uciekać. - Szeptała.
- Daj sobie najpierw wszystko wyjaśnić. Po co tak dramatyzujesz? Stało się coś? Nie wydaje mi się. Jestem twoim ojcem, a Sue twoją siostrą powinnaś się cieszyć, a nie ryczeć jak jakieś głupie dziecko. - Warknął Tom.
- Tato! - Krzyknęła Sue, piorunując go wzrokiem.
- No co? Taka prawda. - Miałem ogromną ochotę przyjebać temu facetowi, ale zamiast tego mocniej przytuliłem Ros i zacząłem śpiewać jej do ucha jedną z moich piosenek.
- Dlaczego taki jesteś?
- Może dlatego, że ona strasznie przypomina mi Judith? Pogodziłem się z jej śmiercią, ale Ty uparłaś się, żeby szukać Rosalie. Wy nie rozumiecie, że ona jest tak podobna do swojej matki. Boję się, że jeśli znowu się przyzwyczaję i znowu ją stracę to tego nie przeżyję. Rozumiecie?!  Z resztą, po co ja wam to mówię? Jesteście tylko bandą dzieciaków. Nie wiecie co czuje człowiek, który traci osobę, którą kocha. Wy nic nie wiecie. Nic! - Zaczynam rozumieć, dlaczego Tom zawsze był taki, taki dziwny. On nigdy nie pogodził się ze śmiercią żony. Ukrywał swój ból tak bardzo jak tylko mógł.
- Chcę znać prawdę, całą prawdę. - Odezwała się Ros.
- Ja Ci wszystko opowiem, jeśli mi obiecasz, że nas znowu nie opuścisz. - Sue stała i wpatrywała się w Rosalie dużymi oczami.
- Ty wiesz? - Blondynka zwróciła się do mnie. Pokiwałem głową. - Opowiedz.
- Dobrze - Oderwałem się od Ros, złapałem ją za rękę i razem usiedliśmy na łóżku. Zastanawiałem się jak mam zacząć. Tą historię słyszałem od mamy i nie wiem czy stało się tak jak ona mi to opowiedziała.
- Zaczynaj.
- Judith i Tom byli wspaniałym małżeństwem. - Zerknąłem na mężczyznę, który wpatrywał się w widok za oknem. - Poznali się w latach szkolnych. Tom bardzo o nią zabiegał, ale Judith nie była co do niego przekonana. Z czasem jednak zaczęła się mu otwierać. Zakochali się w sobie. Rodzice Judith byli przeciwni temu związkowi, dlatego Judith i Tom twierdzili, że pozostaną w ukryciu. O ich związku wiedziały tylko dwie osoby. Moja mama i przyjaciel Toma.
- Jack. - Wtrącił mężczyzna.
- Tak, Jack. - Przytaknąłem. - Pewnego dnia rodzice Judith przyłapali ją i Toma jak się całowali. Kobieta dostała zakaz spotykania się ze swoim chłopakiem, ale mimo wszystko potajemnie wymykała się późnymi wieczorami, żeby się z nim zobaczyć. Gdy oby dwoje skończyli wiek pełnoletni. Postanowili się pobrać. Rodzice dziewczyny nie wyrazili zgody na ślub. Uważali, że Tom nie jest dobrym kandydatem na męża. W między czasie Judtih dowiedziała się, że jest w ciąży i razem z Tomem oznajmili to rodzicom.
- Byli zbulwersowani tym faktem i kazali jej usunąć dziecko. Twierdzili, że jest za młoda na bycie matką i że ja nie zdołam jej utrzymać. Zgodzili się na ślub, ale jednym z ich warunków było oddanie dziecka po urodzeniu do jakiś obcych ludzi. Judith była temu przeciwna, ale ją przekonałem. Wzięliśmy ślub. A Ciebie oddaliśmy Jack'owi i jego żonie. To nie było dla nas łatwe. Z początku Cię odwiedzaliśmy, ale z czasem przestaliśmy to robić. Stwierdziliśmy, że lepiej będzie jak o nas nie będziesz nic wiedziała.  - Dokończył za mnie Tom. Ros siedziała z otwartą buzią.
- Jak to możliwe, że Sue jest moją siostrą? - Zapytała po chwili.
- Nie jestem rodzoną córką Toma. On jest moim ojczymem. - Odpowiedziała brunetka.
- Nie zdradziłem Twojej mamy Ros.. Za bardzo ją kochałem. Tego dnia kiedy jechała razem z Jack'iem po Ciebie miałem złe przeczucie.
- To ona jechała z moim ta.. to znaczy z Jack'iem tym samochodem? - Pokiwałem głową. - Ona chciała mnie zabrać tutaj?
- Tak, chcieliśmy Cię z powrotem. - Rosalie wstała z łóżka i podeszła do Toma. Przytuliła się do niego, a mężczyzna pocałował ją w czoło. - Przepraszam Cię Ros..

***
Hejka ;)
Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale mam teraz dość trudny okres.. do tego szkoła i w ogóle.. Powiem tylko tyle, że nie jest ze mną za dobrze.. ale to tam..
Co sądzicie o rozdziale? Wyjaśniło się wszystko?
Przesyłam buziaki xx do następnego ♥

niedziela, 15 grudnia 2013

ZWIASTUN

Cześć kochani :) W końcu mamy zwiastun!
http://www.youtube.com/watch?v=cyfM7xGPaHQ&feature=youtu.be

Rozdział pojawi się w przyszłym tygodniu ^.^  

niedziela, 1 grudnia 2013

21. "It's me?! "

 Przeczytajcie notkę pod rozdziałem :)

ROZDZIAŁ DEDYKOWANY - @__sylwia_

piątek 

- Jack, jesteś pewien, że to dobry moment? 
- Musisz w końcu powiedzieć jej prawdę! Ona musi się dowiedzieć!
- Ale to jest jeszcze dziecko... 
- Posłuchaj, ona tam dłużej nie wytrzyma. Mimo, że jest dzieckiem to uwierz mi, że rozumie naprawdę dużo. Jest mądrą dziewczynką. Judith, musisz to zrobić. 
- Boję się, Jack. 
- Judith..
- Boję się, że Rosalie tego nie zniesie! Ty nie rozumiesz. Proszę Cię, nie jedź tak szybko, jest ślisko. 
- Błagam Cię, kobieto! Ona się ucieszy! Znam ją bardzo dobrze, to moja córka! 
- No nie zupełnie.. Zwolnij, prosiłam przecież! 
- To ja ją wychowywałem, uczyłem życia i byłem przy niej zawsze gdy tego potrzebowała, a teraz kolej na Ciebie.
- Zabiorę ją do domu. 
- Wywieziesz ją stąd? 
- Tak do Kanady. Tom również się niecierpliwi. 
- Em, myślę, że to dobry pomysł. 
- Ale co z Tobą? Dasz sobie jakoś radę? 
- Będę ją odwiedzał, jeśli w ogóle ona będzie chciała mnie znać. 
- Ona Cię kocha. 
- Ja ją też. 
- Błagam, zwolnij! 
- Daj spokój, Judith. Jestem dobrym kierowcą. 
- Wiem, ale.. Boże! Jack, uważaj! 

*Perspektywa Rosalie

Szłam długą dróżką, otoczoną różnego rodzaju kwiatami. Chciałam jak najszybciej dostać się do czarnej ławeczki, która stała pomiędzy dużymi drzewami. Zaczęłam biec. Promyki słońca muskały moją twarz i całe ciało. Spojrzałam w dół. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że jestem tylko w za dużej koszulce do spania i krótkich spodenkach, a moje stopy są zupełnie bose. Wytężyłam swój wzrok i spostrzegłam jakiegoś człowieka siedzącego niedaleko miejsca, do którego podążałam. Przebiegłam obok niego, nawet nie zwracając większej uwagi na tą osobę. Usiadłam na ławeczce. Wiatr rozwiewał moje włosy. Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu. 
- Dlaczego mnie zostawiłaś? - Usłyszałam męski, lekko zachrypnięty głos. Usiadłam prosto i od razu napotkałam śliczne, zielone diamenciki wpatrujące się we mnie. 
- Przecież tu jestem. - Odparłam. Chłopak zajął miejsce koło mnie. - Jak mnie tu znalazłeś? - Harry wzruszył ramionami. 
- Nie wiem. Ja po prostu zasnąłem i ..
- I znalazłeś się tutaj. - Przerwałam mu i dokończyłam za niego. Chłopak pokiwał głową. 
- To zupełnie tak jak ja. - Zmarszczyłam czoło. 
- Ros? 
- Tak? 
- Chciałbym Ci coś powiedzieć. 
- No to mów, słucham. 
- Ja.. 
- Ej blondi, wstawaj. - Ktoś wymruczał do mojego ucha. - Śniadanko czeka.
- Harry? - Zapytałam pełna nadziei. Tak bardzo nie chciałam, aby mój sen się kończył. Pragnęłam jak najdłużej być przy nim i z nim, z Harry'm.
- To ja, Justin. - Otworzyłam swoje zaspane oczy.
- A, Justin.. daj mi spać. - Przekręciłam się na drugi bok, odwracając się plecami do chłopaka.
- Ale ja zrobiłem dla Ciebie śniadanie.
- Ty? Chyba raczej Pattie.
- Czy to ważne kto? Kawa Ci stygnie.
- Dobra, dobra, już. - Usiadłam na łóżku. Wzięłam do ręki kubek z kawą i upiłam łyk. Dlaczego to był tylko sen? Dlaczego Harry twierdził, że to właśnie jego zostawiłam? Skąd on znał moje imię?

*Perspektywa Harry'ego

List IV
Londyn 28.06.2013 r. 
Droga Ros 
Wyjeżdżam za trzy dni, a Ty jeszcze nie wróciłaś.. Tak sobie myślę, że może Lou ma rację. Może Ty wcale nie wrócisz? Nawet jęsli, to mnie już tu nie będzie.. Pewnie nawet nie przeczytasz tych pieprzonych listów. Jestem idiotą. Mogłem od razu powiedzieć Ci kim naprawdę jestem i teraz nie było by tej całej szopki z tymi listami. Miałem okazję z Tobą porozmawiać, ale jak zwykle stchórzyłem. A teraz? Teraz jestem, kurwa sam. Nie ma Cię przy mnie, a mnie nie ma przy Tobie. Śniło mi się coś dziwnego, byłaś tam Ty i ja i rozmawiałem z Tobą. Szkoda, że to był tylko zwykły i nic nie warty sen. Coś co jest faktem to to, że wszystko nam pękło jak mydlana bańka. Było super, fajnie, pięknie. Długie rozmowy i wzajemne zrozumienie, przyjaźń i nagle BUM, nie ma nic. Nie wiem, czy jest sens powtarzać to po raz kolejny, że tęsknię i tak dalej.. bo chyba to już powinnaś wiedzieć. Pamiętaj. Zostały trzy dni, tylko trzy krótkie dni.. 
Harry 

Zbiegłem na dół. 
- Lou? 
- Co? - Chłopak odwrócił się do mnie przodem. 
- Zrobiłbyś coś dla mnie? 
- No dobra, ale co? 
- Zanieś ten list na cmentarz i wrzuć do takiej dużej skrzyni. - Pokazałem mu kopertę. Nie chciałem tam iść i znowu spotkać tego chorego mężczyznę. Na samą myśl o nim dostaję dreszczy. Louis zrobił zdziwioną minę, ale przytaknął. - Dzięki. - Podałem mu list i z powrotem pobiegłem do sypialni. Tracę nadzieję i wiarę, a to chyba najgorsze co może być.. 

* Perspektywa Rosalie 

Siedziałam na łóżku Justina i oglądałam kreskówki. Między czasie zajadałam duże łyżki lodów waniliowych. które przyniósł chłopak zanim gdzieś wyszedł. Z tego co wiem, to reszty domowników również nie ma. Pojechali do jakiś znajomych i wrócą późnym wieczorem, więc jestem sama. Tęsknię za Sue.. Nie mam z nią żadnego kontaktu, nie wiem co u niej i Toma. Mam już serdecznie dosyć ukrywania. Kompletnie nie rozumiem tej durnej policji. Uwierzyła w jakąś zasraną bajeczkę mojej mamusi, no świetnie. Zeszłam z łóżka i wyszłam z pokoju. Zbiegłam do salonu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. W rogu pokoju stał wysoki regał. Podeszłam bliżej. Chwyciłam jedną z książek i podreptałam do sofy, na której po chwili usiadłam. Otworzyłam książkę i moje usta uformowały się w literkę "o". To nie była książka, a album ze zdjęciami i krótkimi opisami po bokach! Na jednym ze zdjęć był mały Justin, na drugim Pattie, a na trzecim jakaś blondynka. Dokładnie się jej przyjrzałam. Dziwne.. można by powiedzieć, że była podobna do mnie. Miała taki sam kolor włosów i oczu. Nawet jej rysy twarzy odpowiadały moim. Przeczytałam mały opis umieszczony koło fotografii. 

" Judith- moja najlepsza, najwspanialsza i najpiękniejsza przyjaciółka. " 

Judith? Przewracałam kolejne strony w poszukiwaniu tej kobiety. Znalazłam Pattie przytulającą tą całą Judith, a po chwili natknęłam się na zdjęcie jej i Toma? 

" Judith i Tom - Najpiękniejszy dzień w ich życiu, ślub i wesele." 

To znaczy, że ona była żoną Toma? Ale jak to? A co z mamą Sue? Spojrzałam niżej i zamarłam. 

" Judith i jej mała córeczka" 

To jest niemożliwe! Przecież, przecież... przecież to do cholery jestem ja!

***
Cześć Wam :) 
Wiem, że poprzedni rozdział był strasznie nudny i po prostu do dupy, ale myślę, że ten jest w miarę okej, hm? Ostatnio kompletnie nie wyrabiam się z pisaniem rozdziałów, dlatego też one są takie jakie są i bardzo za to przepraszam.
 NOTKA WYJAŚNIAJĄCA TEN ROZDZIAŁ: 
1. Rosalie wiedziała, że to był Harry ponieważ to był sen :) Ona go widziała we śnie, rozumiecie? TO BYŁ SEN ;) On się jej po prostu śnił.
2. Doskonale wiem, że się pogubiłyście, ale nie mogę Wam tu tego wszystkiego zdradzić, bo to ma być w kolejnych rozdziałach.
3. Jak pewnie co niektóre z Was się domyśliły - Jack to tata Ros. CZĘŚĆ PODKREŚLONA JEST TO PEWNEGO RODZAJU PRZENIESIENIE DO WYPADKU TATY ROSALIE  I TEJ "TAJEMNICZEJ KOBIETY" CZYLI JUDITH. 
4. Tom- Jest to tata Sue.(Poza tym pojawiał się on w poprzednich rozdziałach.)
5. Jeszcze raz przypomnę: NIE ZDRADZĘ WAM TERAZ WSZYSTKIEGO, BO MI NIE WYJDZIE NASTĘPNY ROZDZIAŁ. JEŚLI MACIE JAKIEŚ JESZCZE PYTANIA TO PISZCIE NA TT- @Domixon - odpowiem na każde.
KOMENTUJĄC BARDZO MNIE MOTYWUJECIE DO PISANIA, WIĘC NO KOMENTUJCIE :D 
Na koniec chciałabym Wam powiedzieć, że KOCHAM WAS NAJBARDZIEJ NA ŚWIECIE ♥ . 
Do następnego! ^.^ 

niedziela, 24 listopada 2013

20. "She's alive "

ROZDZIAŁ DEDYKOWANY- @janoskey

czwartek

- Dobra to bierzecie się za robienie deseru, dzieciaki. - Powiedziała Pattie, wstając od stołu. Szybko podniosłam się z krzesełka i popędziłam do kuchni. Otwierałam szafki w poszukiwaniu potrzebnych składników.
- Justin!- Zawołałam.
- Co?
- Chodź tutaj!
- Zaraz! - No chyba, kurde nie, ja sama tego robić nie będę. Umówiliśmy się, że robimy to razem.
- Nie zaraz, tylko teraz! Rusz tą dupę z przed telewizora i chodź mi pomóc! Natychmiast! - Krzyczałam.
- Już idę! - Po chwili do pomieszczenia wszedł Justin. - Co mam robić?
- Jak to co? Ciasto! - Odparłam.
- Nie możesz zrobić tego sama? - Zapytał cicho i spuścił głowę.
- No Justin.. - Westchnęłam. - Mieliśmy je robić we dwójkę. Miałeś mi pomóc. - Oparłam się o lodówkę i założyłam ręce na klatce piersiowej.
- Ale poszedłbym z kumplami się spotkać i pogadać. Dawno się nie widzieliśmy. Rosalie, no proszę. - Chłopak zrobił smutną minę. Myśli, że mnie na to weźmie. Wpatrywałam się w niego przez dłuższą chwilę. Masakra jakaś po prostu.
- Dobra, idź. - Powiedziałam zrezygnowana i smutna.
- Ej ,ale nie smuć się. - Justin podszedł do mnie i poczochrał moje włosy. - Zostanę. Spotkam się z nimi jutro.
- Nie, naprawdę, idź. Poradzę sobie. - Uśmiechnęłam się lekko. Przecież nie mogę go kontrolować. Niech robi co chce. Tylko myślę, że to trochę nie w porządku, że planował coś ze mną, a teraz tak nagle zmienia zdanie i wychodzi z kolegami, ale no cóż.. Wolę mu nie podskakiwać.
- Na pewno? - Pokiwałam głową.
- Tak - Chłopak cmoknął mój policzek i puścił mi oczko.
- Jesteś kochana, blondi. - Powiedział i kierował się do wyjścia. - Paa! Wrócę wieczorem! - Krzyknął i zniknął za drzwiami. No to Rosalie, zabieraj się za robienie ciasta. Wypuściłam głośno powietrze.

*perspektywa Harry'ego

Od kilku godzin wydzwaniam do ludzi, którzy są odpowiedzialni za opublikowanie tego zdjęcia i jestem po prostu wściekły. Mnie z tym pasztetem nic nie łączy. Ja nawet, kurwa nie pamiętam jak ona ma na imię! Każdy z tych pajaców tłumaczy się tym, że to jest ich praca. No chyba kuźwa nie! Chodziłem po pokoju z rękami na głowie. Zaraz mnie chuj strzeli. Szarpnąłem się za włosy.
- Harry, uspokój się.
- Jak ja mam być spokojny?! Oni mi niszczą życie, rozumiesz?! - Wrzeszczałem.
- No właśnie nie rozumiem. To przecież nie pierwszy i ostatni raz kiedy to robią, a Ty wściekasz się akurat teraz, niby dlaczego?! - Lou również podniósł głos. Pokręciłem głową. - Chodzi o Rosalie, tak? - Spojrzałem mu w oczy, ale nic nie odpowiedziałem. - Czyli tak. . Słuchaj, sorry, że to powiem, ale Ty powinieneś wrócić do swojego normalnego życia i o niej zapomnieć. Ona już nie wróci, nigdy. - Poczułem się tak bardzo beznadziejnie, dokładnie tak jakby uleciała ze mnie wszelka nadzieja i wiara.  Zacisnąłem dłonie w pięści.
- Skąd Ty możesz to wiedzieć?! Jesteś jakimś pieprzonym jasnowidzem?! - Wziąłem kartkę, kopertę i długopis. Wyszedłem z domu, trzaskając drzwiami. Kurwa, ale on mi czasami działa na nerwy! Wsiadłem do auta, odpaliłem go i odjechałem z piskiem opon. Ja jestem prawie pewien, że Rosalie do mnie wróci. Nie obchodzą mnie jej wady. Ja chcę ją taką jaką ona jest. Chcę ja całą. Ja chyba już wariuję. Skręciłem gwałtownie w lewo. Wysiadłem z auta. Podbiegłem do starej, brązowej, skrzypiącej furtki i pchnąłem ją lekko. Szedłem pomiędzy grobami tak długo, aż znalazłem ten właściwy. Usiadłem na ziemi. Czas zacząć pisać.. Odwróciłem się do tyłu, aby sprawdzić czy jestem tutaj sam. Nie wiem, może jestem taki strachliwy czy coś, ale ja naprawdę boję się tego starszego mężczyzny, który się mnie uczepił. Z jednej strony jest to normalne, że ten człowiek wygaduje takie rzeczy, bo ma już swoje lata i może jest chory, ale z drugiej strony jego słowa mają jakiś ukryty sens, one są straszne, przerażające. Wziąłem głęboki oddech. Wyprostowałem kartkę i zacząłem pisać.

List III

Londyn  27.06.2013 r.
Hej Rosalie 

Dzisiaj rano była u mnie policja. Pytali o Ciebie. Zdziwiła mnie jedna rzecz. Oni kompletnie nie wiedzieli dlaczego uciekłaś. Twoja mama zmyśliła tam jakąś historię, że często się buntowałaś i tak dalej, ale ja pomyślałem sobie, że Ty pewnie chciałabyś sprawiedliwości, dlatego też powiedziałem im całą prawdę. To oczywiste, że nie uwierzyliby mi na słowo, więc pokazałem wiadomość, którą do mnie wysłałaś. Mam nadzieję, że się nie gniewasz, co? Bardzo się o Ciebie martwię. Wracając z imprezy ( która była dnem) widziałem ogłoszenie o zaginięciu, o Twoim zaginięciu. Na tym zdjęciu byłaś taka szczęśliwa i uśmiechnięta.. tylko dlaczego było one z czasów Twojego dzieciństwa? Wyglądałaś tam na 11-12 lat. Chciałbym Ci powiedzieć, że pokłóciłem się z Lou, z moim najlepszym przyjacielem. Nie zgadniesz o co, a raczej o kogo. O Ciebie Ros - ZNOWU. On twierdzi, że powinienem dać sobie już z Tobą spokój i zapomnieć, po prostu wymazać Cię z pamięci, rozumiesz? Gdyby to było takie proste, to uwierz mi, że już dawno bym to zrobił, ale ja nie potrafię. Non stop jesteś w mojej głowie, cały czas o Tobie myślę. Z każdą sekundą mój strach o Cie wzrasta. Boję się, że coś Ci się stało, a najgorsze jest to uczucie, że ja nie mogę nic zrobić, nie jestem w stanie Ci pomóc. Każdego dnia boję się o to, że usłyszę w telewizji, radiu, przeczytam w internecie informację, że nie żyjesz, albo że zadzwoni do mnie policja i mi to powie. Ja już wysiadam, wiesz? Wysiadam psychicznie. nie daje sobie rady. Do mojego wyjazdu zostało tylko cztery dni. Cztery pieprzone dni! Powoli ulatuje ze mnie nadzieja, że wrócisz, ale nadal wierzę. . mimo to, że nie ma już siły, nie poddam się. Zrobię to dla Ciebie. A! Omal bym zapomniał! Rosalie, jest jedna rzecz, którą musisz zapamiętać. Nigdy nie wierz w to, co piszą o mnie w gazetach lub na różnych gównianych stronach internetowych. Ci ludzie chcą mnie zniszczyć. Chciałbym tylko, żebyś w to nie wierzyła, bo to wszystko jest nieprawdą. Będę kończyć. Do jutra, Ros. Tęsknię. 
Harry

Włożyłem list do skrzyni. Chyba spędzę tu resztę wieczoru.. Nie mam ochoty wracać do domu i słuchać gadania Lou o tym, że Rosalie nigdy nie wróci.. W ogóle to sam się sobie dziwię. Jeszcze nigdy tak bardzo mi na nikim nie zależało, tak jak na Ros. Marzę o tym, alby móc ją przytulić, dotknąć jej skóry, jej włosów, złapać za rękę i pogłaskać po policzku..

*perspektywa Rosalie

Wyszłam z łazienki z nadzieją, że Justin jest już w domu. Zapukałam do jego drzwi, ale nikt nie odpowiedział. Wzruszyłam ramionami. Zbiegłam na dół i podreptałam do salonu. Na kanapie siedziała Pattie i oglądała jakiś serial, którą ją chyba bardzo wzruszył, bo co chwile wycierała policzki i pociągała nosem. Usiadłam koło niej. 
- Wszystko w porządku? - Zapytałam. Kobieta uśmiechnęła się szeroko i przytaknęła. 
- Justin jeszcze nie wrócił? 
- Jeszcze nie - Odparłam. 
- Przepraszam Cię za niego. Miał Ci pomóc z tym ciastem..
- Ależ nic się nie stało! Dobre wyszło chociaż? 
- Jest pyszne, kochanie! - Pattie pogłaskała mnie po głowie. Zerknęłam w bok i zobaczyłam gazetę. 
- Ona jest dzisiejsza? - Zapytałam wskazując na nią. 
- Tak, poczytaj sobie. - Wstałam i podeszłam do stolika. Wzięłam gazetę w rękę i od razu  ją upuściłam. - Coś się stało?
- N..nie - Schyliłam się, aby ja podnieść i pobiegłam do pokoju. Na okładce gazety widniało zdjęcie Harry'ego i, i Amandy?! Co ona tam z nim robi?! Przekartkowałam gazetę o zatrzymałam się na właściwym artykule. Przeczytałam pierwsze dwa zdania i poczułam ostre ukłucie w sercu. 

" Harry Styles dnia 26.06 był w klubie w towarzystwie młodej, jak dotąd nie znanej nam dziewczyny. Czy to jego kolejna, nowa zdobycz?" 

Nie wiem dlaczego, ale zaczęła ogarniać mnie złość. Ja naprawdę jestem dziwna. Nie znam go, a on nie zna mnie, więc dlaczego się tak zdenerwowałam? Nigdy bym nie pomyślała, że Harry upadnie tak nisko. Poczułam jak łzy zbierają się w kącikach moich oczu, gotowe, aby wypłynąć. Rosalie! Uspokój się! Co się z Tobą dzieje?! Położyłam się na łóżku. Jestem głupia, tak ja naprawdę jestem głupia. Przekręcałam się z boku na bok. Dąsam się o coś co wcale mnie nie dotyczy- super. Ze mną jest coś nie tak, wiem, ale to nie zmienia faktu, że jest mi teraz smutno. Ciekawe czy Justin już wrócił. Wstałam z łóżka i chodziłam po pokoju. Jest już późno, więc już powinien być. Iść do niego, czy nie? Wyszłam na korytarz, otworzyłam drzwi i wparowałam do pokoju chłopaka. Justin leżał w łóżku, owinięty kołdrą. Sama teraz nie zasnę.. Dobra tam..Wzruszyłam ramionami. Podeszłam bliżej i położyłam się koło niego. Wzięłam mały kawałek kołdry i się nim przykryłam. Nagle poczułam jak moje ciało zostaje okryte jej większa ilością. Odwróciłam się gwałtownie. 
- Spokojnie, trzymam ręce przy sobie. - Wybełkotał. 
- To dobrze. - Powiedziałam cicho. Chłopak zachichotał. 
- Miałaś koszmar? 
- Nie, po prostu nie mogłam spać. Nudziło mi się. - Wyszeptałam. Tak! Brawo! Ja potrafię kłamać! 
- No wiesz, ja tu śpię, także no.. - Poczułam mocny zapach alkoholu. Taa "idę pogadać z kumplami", chyba się nachlać w trzy dupy. Justin powiedział coś jeszcze, ale zbyt cicho bym mogła to usłyszeć. Wyłapałam tylko pojedyncze słowa takie jak " Nie" "Kłamać" "Zupełnie" "Mama" . Leżałam przetwarzając sobie w głowie słowa, które wypowiedział. 
- Justin? - Zapytałam, ale nie otrzymałam odpowiedzi. - Justin? - Spróbowałam troszkę głośniej, ale równiez nic. Chyba zasnął. 

*perspektywa Harry'ego 

Czas się stąd zbierać. Zrobiło się naprawdę chłodno. Wstałem z ziemi i otrzepałem spodnie. Kierowałem się do furtki. Spojrzałem w prawo, na grób żony tego tajemniczego mężczyzny. Boże! Ona tam był! Starszy pan wpatrywał się we mnie tymi pustymi oczami, a jego twarz była kompletnie pozbawiona wyrazu. Poczułem ucisk w gardle. Przyspieszyłem kroku. Było ciemno i co chwila potykałem się o wystające kamienie. Wyjście było już niedaleko. Dawaj Harry, dawaj! Właśnie miałem wyjść, kiedy silny powiew wiatru zatrzasną przede mną furtkę. Zacząłem ją szarpać, ale ona nawet nie drgnęła. No co jest?! Zerknąłem na mężczyznę, który zapalał latarkę. Oświetlił nią swoją twarz i zaczął coś szeptać. Z ruchu jego warg wyczytałem " Ona żyje ".  Potrząsnąłem głową i jeszcze raz szarpnąłem za furtkę, która tym razem się otworzyła. Wybiegłem stamtąd najszybciej jak tylko mogłem. Wsiadłem do samochodu i odjechałem. " Ona żyje" ?! Co to ma wszystko do cholery znaczyć?! Najgorsze jest to, że on chyba czyta w moich myślach. No bo jakim cudem odpowiadałby na pytania, która sam sobie zadawałem?! Kim jest ten człowiek?! Skąd wie, że Rosalie żyje?! Jechałem bardzo szybko. Wyprzedzałem wszystkie samochody, a auta jadące z naprzeciwka trąbiły. 
- No jedź pacanie! - Warknąłem. Wysunąłem się autem do przodu i zacząłem wyprzedzać kolejny pojazd. Oślepiły mnie światła czyjegoś auta. Szybko skręciłem w bok i wyłączyłem silni. Było blisko..

***
Hej :) 
Po pierwsze to chciałabym Wam powiedzieć, że rozdziały nie zawsze będę dodawać co sobotę, bo po prostu nie wyrabiam się z ich pisaniem. Będą one dodawane w sobotę lub niedzielę i oczywiście w każdym wolnym czasie, w zależności od tego czy zdążę je napisać.
Po drugie, wiem, że rozdział jest krótki, ale naprawdę pisałam go na szybko i miał się on dzisiaj w ogóle nie pojawić, więc za błędy również przepraszam.
Po trzecie, chciałabym Wam bardzo serdecznie podziękować za wszystkie tak miłe komentarze! Oczywiście te krytyczne również biorę pod uwagę i postaram się poprawić :) 
O tym ,że bohaterowie opowiadania mają Twittery to nie będę przypominać, bo chyba wszyscy wiecie, a jak nie to w poprzednich rozdziałach znajdziecie linki odsyłające Was do ich kont ;) Mają oni również Aski, na których możecie zadawać im pytania.( Zakładka "Zapytaj bohaterów" )
Mam do Was ogromną prośbę. CZYTASZ TO SKOMENTUJ ♥ To naprawdę bardzo motywuje. Kocham Was i do następnego! ;)

sobota, 16 listopada 2013

19. " Justin"

ROZDZIAŁ DEDYKOWANY - @take_you_there

czwartek

Otworzyłem oczy i usiadłem na łóżku.
- No nareszcie! Ubieraj się i spieprzaj na dół! - Wrzeszczał Lou.
- Jaka policja?
- Normalna idioto- Pokręciłem głową.
- Jeśli to jakiś głupi żart, to przysięgam, że już nie żyjesz. - Warknąłem. Wstałem z łóżka. Szybko wciągnąłem na siebie spodnie i siwy T-shirt. Przeczesałem ręką włosy. O cholera, ale mam kaca. Mój łeb! Zbiegłem na dół i otworzyłem drzwi. Kurwa mać! Chciałem zamknąć tym facetom drzwi przed nosem, ale się powstrzymałem.
- Dzień dobry, miło, że pan w końcu raczył otworzyć te drzwi.
- Witam
- Pan Harry Styles, tak? - Pokiwałem głową.
- Tak, ale o co chodzi? - Dobrze wiedziałem o co, a raczej o kogo, ale poudawać debila nie zaszkodzi.
- Możemy wejść?
- Tak, proszę. - Przesunąłem się w bok, aby zrobić miejsce dwóm policjantom. - Napiją się panowie czegoś?
- Nie, dziękujemy. Może przejdziemy do rzeczy. Czy zna pan panią Rosalie Lutz? - Nie będę kłamał. To może pójść tylko i wyłącznie na moją niekorzyść.
- Tak, znam.
- Prowadzimy śledztwo w sprawie jej zaginięcia. Znaleźliśmy jej telefon i wiemy, że kontaktowała się z panem, jako ostatnim. Niestety karta została połamana i udało nam się uzyskać tylko takie informacje.
- Rosalie napisała, że musi uciekać, ponieważ jej mama zastosowała wobec niej akt przemocy.
- Akt przemocy? - Zapytał jeden z policjantów, unosząc przy tym krzaczaste brwi.
- No tak, ja mam jeszcze tego sms.- Poszedłem do salonu, chwyciłem telefon i podałem policjantowi. Na twarzy mężczyzny malowało się zdziwienie.
- To dziwne, pani Lutz twierdziła, że jej córka strasznie się buntowała i często się kłóciły, ale chyba zapomniała wspomnieć o najistotniejszym fakcie.
- To ona wam nie powiedziała?
- Wybiera się pan gdzieś? - Policjant zignorował moje pytanie. Kiwnął głową na kartony, stojące w salonie.
- Um, tak wyprowadzam się. - Odparłem.
- No tak, tak z powodów służbowych mam nadzieję? - Spojrzałem na drugiego komisarza, który był wyraźnie rozbawiony ciekawością swojego kolegi. - Cóż, dziękujemy panu za pomoc.Dzięki pańskim zeznaniom jesteśmy już krok do przodu.
- Jeżeli znajdziecie Rosalie powiadomicie mnie o tym?
- Jeśli sobie tego pan życzy, to oczywiście.
- W takim razie, dziękuję.
- Do widzenia
- Do widzenia - Zamknąłem drzwi i odetchnąłem głośno. Oparłem się głową o ścianę.
- Poszli już? - Lou zbiegł po schodach i ustał koło mnie. Przytaknąłem. - O co pytali? - Wiem, że wszystko słyszał i udaje teraz głupka, ale nie miałem już siły, żeby się z nim kłócić.
- O Ros - Odpowiedziałem.
- Znaleźli ją? Coś jej jest? - Pytał.
- Nie, nie znaleźli jej, a czy coś jej jest to nie mam pojęcia, bo jak widzisz to nie utrzymuję z nią kontaktu! - Syknąłem. Usłyszałem jak Louis westchnął. Między nami nastała cisza.
- Chodź, Harry. Pomogę Ci spakować resztę rzeczy. - Po minie chłopaka wywnioskowałem, że jest zmartwiony.
- Ok - Rzuciłem.
- To zajmę się łazienką, a Ty idź do sypialni. Później podzielimy resztę pokoi, a na końcu zostanie kuchnia.
- Dobra, to weź sobie kartony. Tam są. - Wskazałem palcem na drugą połowę korytarza.
- Patrz! No, nie widziałem ich!
- Potrzebujesz okularów. Ja gdzieś mam to mogę Ci..
- To był sarkazm. - Przerwał Lou. Jego twarz była śmiertelnie poważna.
- Serio?
- Zaraz sam będziesz się pakował. - Rzucił ostro.
- Dobra, sorry.
- Żartowałem, frajerze. - Chłopak wybuchł śmiechem, a ja stałem i gapiłem się na niego. Walnąłem się dłonią w czoło.
- O Boże..
- Taa, wiem jestem głupi.
- Nie jesteś głupi. - Urwałem. - No dobra, jesteś. - Zachichotałem.
- Dzięki! - Przyjaciel wziął kartony i zaczął wchodzić na górę.
- Ej stary! - Zawołałem. - Masz jeszcze jeden, bo dwa nie starczą. - Rzuciłem Lou  karton. - A tak poza tym to tu na dole też jest łazienka. - Puściłem do niego oczko.
- No chyba żartujesz. - Fuknął. Pokręciłem przecząco głową. - Zadzwoń po chłopaków. Sami nie damy rady.

*perspektywa Rosalie

Boję się wyjść z pokoju. Boję się rozmowy z Justin'em. Boję się tego, że Pattie już o wszystkim wie. W tym momencie boję się wszystkiego. Zamknęłam oczy i schowałam twarz w dłoniach. Trzeba stawić temu czoła. Wstałam z łóżka, na którym obecnie siedziałam i podeszłam do drzwi. Uchyliłam je lekko. Przez małą szparkę nasłuchiwałam jakichkolwiek odgłosów, ale w domu było cicho. Może gdzieś wyszli? Zeszłam po schodach do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wpatrywałam się w jedzenie. Chyba jednak nie jestem głodna. Zamknęłam lodówkę i podskoczyłam w miejscu.
- Co Ty tu robisz? - Zapytałam przerażona. Cofnęłam się kilka kroków do tyłu. Justin podniósł jedną brew.
- Eee, mieszkam? Przynajmniej teraz, przez kilka dni. - Pokiwał głową. Przewróciłam oczami.
- Gdzie są wszyscy?
- Dzieciaki są na dworze, a mama pojechała do Tom'a i Sue. - Odpowiedział. Patrzyłam na niego zdezorientowana. Ogarnął mnie strach. Czułam jak nogi zaczynają mi się trząść. Oddychałam bardzo szybko. Powiedział jej. Powiedział Pattie o tym, co chciałam wczoraj zrobić, a ona teraz pojechała powiadomić Sue. Zacisnęłam ręce w pięści.
- Cz.. czy..o..ona..- Dukałam.
- Czy co? Czy wie? Nie, nie powiedziałem jej. - Poczułam jak kamień spada mi z serca.
- Dziękuję - Powiedziałam cicho. Justin oblizał wargi i klasnął w dłonie.
- To co dzisiaj robimy? - Zapytał. Ale jak? Co?
- Jak, co robimy? Nie rozumiem. Nie mogę wychodzić z domu. Jestem poszukiwana, jakbyś nie wiedział. - Nie wiem dlaczego, jestem tak oschła dla osoby, którą kocham całym sercem. Powinnam skakać z radości, przecież właśnie rozmawiam z Justin'em Bieber'em.
- Nie trzeba wychodzić z domu, żeby się dobrze bawić. - Justin przekręcił głowę i zaczął mi się przyglądać. Jego oczy wędrowały po moim ciele, począwszy od stup, a skończywszy na mojej twarzy. W końcu spojrzał w moje oczy i uśmiechnął się tajemniczo.
- Chyba nie myślisz, że..
- Że co? - Przerwał mi. - Nikogo nie ma w domu, tym lepiej. - Pokręciłam przecząco głową.
- Nie ma mowy, nawet nie ma takiej możliwości. - Powiedziałam stanowczo. Chłopak zrobił smutną minę, a po chwili wybuchł głośnym śmiechem. Szybko ruszył w moją stronę. Nie wiedziałam co mam robić. Rozum krzyczał UCIEKAJ, ale ciało kompletnie odmawiało posłuszeństwa. Stałam jak skała i nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Chłopak ustał kilka centymetrów przede mną. Wyciągnął rękę i zawinął sobie kosmyk moich włosów na palec.
- Z..zostaw mnie. - Wysapałam.
- Dlaczego? - Zbliżył się do mnie jeszcze bardziej.
- Bo ja nie chcę. - Mój głos drżał.
- Czego nie chcesz? - On serio jest taki tępy, czy tylko udaje?
- No, um.. wiesz o co mi chodzi.
- Nie bardzo - Jego usta znajdowały się blisko mojego ucha.
- Ja nie chcę tego robić. - Podkreśliłam słowo "tego".
- Oj Ty zboczuszku - Chłopak zachichotał. Jego ciepły oddech uderzył o moją skórę, wywołując tym samym gęsią skórkę. - Nie będziemy uprawiać seksu. - Wyszeptał. Klepnął mnie lekko w ramię. - Ganiasz piękna! - Odsunął się z chytrym uśmieszkiem na twarzy i uciekł. CO? Dopiero po chwili się ocknęłam. W sumie to.. czemu nie, będzie fajna zabawa. Zaczęłam biec, ale zupełnie nie wiedziałam, gdzie jest Justin. Ustałam w korytarzu.
- Ej! Blondi! Tutaj! - Moja głowa podążyła za głosem. Blondi? Serio? Chłopak stał na samej górze schodów i do mnie machał. Wystrzeliłam do niego jak torpeda. Po kilku sekundach już byłam koło Justin'a. Klepnęłam go w brzuch i uciekłam.
- Teraz Ty ganiasz! - Wydarłam się. Wbiegłam do jakiegoś pokoju i się schowałam. Słyszałam jak chłopak krzyczy moje imię.
- A Ty! Schowałaś się, tak? - Zaśmiał się głośno. - Ciekawe, gdzie blondi się schowała, hm..- Powstrzymywałam się , aby nie wybuchnąć śmiechem. Zachowywaliśmy się jak dzieci. Ostatni raz bawiłam się tak, z moim tatą. Usłyszałam trzask podłogi. - Ej no blondi, gdzie Ty jesteś? - Fuknął. Odepchnęłam delikatnie drzwi, za którymi stałam i po cichu zmierzałam w kierunku korytarza. Miałam zacząć biec, gdy dwie silne ręce oplotły mnie w pasie.
- Aaa! - Darłam się, a Justin się śmiał. Podniósł mnie do góry i próbował zaciągnąć mnie do pokoju. Piszczałam i rzucałam się na różne strony. Chłopak rzucił mnie na łóżko i usiadł na mnie okrakiem. - Teraz będzie kara. - Wymruczał i zaczął mnie gilgotać. Śmiałam się głośno. Czasami nawet nie mogłam złapać oddechu.
- Ekhem - Spojrzałam w stronę drzwi, przy których stała Pattie z założonymi rękami na klatce piersiowej i dziwnym uśmieszkiem na twarzy. - Nie przeszkadzam? - Wymieniliśmy z Justin'em spojrzenia. Zrzuciłam go z siebie i usiadłam prosto na łóżku.
- Nie, mamo, nie przeszkadzasz. - Powiedział Justin.
- Na pewno?
- Tak - Odparłam i uśmiechnęłam się lekko.
- Mhm, idę robić obiad.
- Mogę Ci pomóc? - Zapytałam. Pattie spojrzała na mnie zdziwiona. Jej oczy świeciły się, tak jakby zapaliły się w nich małe iskierki.
- Bardzo chętnie!
- E, a co ze mną? - Justin zmrużył oczy. Oby dwie wzruszyłyśmy ramionami, po czym wybuchłyśmy śmiechem. - Okej, rozumiem. Nie chcecie mnie. - Walnęłam chłopaka w głowę.
- Jaki Ty jesteś głupi. Chodź. - Wzięłam go za rękę i zeszliśmy na dół.
- Dobra dzieciaki, to zrobimy tak. Ja robię obiad, a wy deser, ok?
- Um, no dobrze, a co mamy zrobić? - Zapytałam.
- Ciasto! - Wrzasnął Justin.
- No, to już wiesz. - Zaśmiała się Pattie.
- Za ile będzie obiad? - Czułam się troszkę dziwnie, bo cały czas Justin trzymał moją dłoń w swojej.
- Jak zrobię to was zawołam.
- Ok, to chodź blondi idziemy do góry, włączymy sobie jakiś film. - Pokiwałam głową. Pattie zerknęła na nasze splecione dłonie, uśmiechnęła się i spuściła głowę. Poszłam z chłopakiem do jego pokoju.
- Co będziemy oglądać?
- A na co masz ochotę? - Przy telewizorze stał koszyk, a w nim było pełno płyt. Przykucnęłam i zaczęłam je przeglądać. - W takim tempie, to my nie zdążymy nawet włożyć płyty do DVD przed obiadem.
- Oj nie marudź. - Syknęłam.
- Może grzeczniej, hm? - Przygryzłam wargę.
- Przepraszam. - Podałam chłopakowi płytę.
- Jesteś strasznie irytująca, wiesz? - Ał, to zabolało. Patrzyłam na swoje palce. Justin poszedł do odtwarzacza i włożył płytę. Kierowałam się do drzwi pokoju, nacisnęłam klamkę i je otworzyłam. Wyszłam na korytarz.
- Gdzie idziesz? - Chłopak złapał mnie za nadgarstek i odwrócił do siebie.
- Do pokoju?
- No, przecież z niego wyszłaś? - Naśladował mój ton.
- Do swojego - Odparłam.
- A film? Mieliśmy oglądać?
- Wiesz, że nie powinno się przebywać w towarzystwie osób, którzy są irytujący? - Fuknęłam. Chciałam uwolnić swoją rękę z jego uścisku, ale on tylko jeszcze bardziej go wzmocnił.
- Och Rosalie, daj spokój.
- No to mnie puść. Dam Ci spokój. - Justin pokręcił głową. - Jaki Ty masz problem, huh?
- Nie mam problemu, Ty go masz.
- Ja?! - Wrzasnęłam.
- Tak, Ty.
- No chyba sobie żartujesz, teraz!
- Nie, nie żartuję. Nie drzyj się tak blondi, ok? - Prychnęłam. - Wróć do mojego pokoju.
- Nie
- Wróć.
- Bo co? - Jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej.
- Bo ja tak mówię. Idź do mojego pokoju, siadaj na łóżku i oglądaj film. - Warknął. Byłam przerażona jego tonem. - Teraz! - Krzyknął. Podskoczyłam w miejscu. Zabrałam rękę z uścisku chłopaka i pobiegłam do jego pokoju, wykonując jego polecenie. - Przepraszam, że tak się zachowałem, ale inaczej się nie dało. - Usiadł koło mnie i mnie przytulił. Włączył film i złożył buziaka na moim policzku, co wywołało u mnie rumieńce. Zasłoniłam twarz włosami, żeby Justin nie zauważył moich czerwonych policzków.

*perspektywa Harry'ego

Chłopaki pomogli mi w pakowaniu, a teraz wnoszą wszystkie pudła do ciężarówki.
- Już? To wszystko? - Zapytał Liam. Kiwnąłem głową.
- Ta, chyba tak. - Odparłem. - Dzięki za pomoc.
- Nie ma sprawy, zawsze możesz na nas liczyć. - Uśmiechnąłem się.
- Dobra, ja muszę spadać, na razie.  - Powiedział Niall i wyszedł.
- A temu co? - Zapytałem.
- Jakaś laska na niego czeka. - Zayn wzruszył ramionami.
- Wow, serio?
- Mhm, w sumie to ja tez umówiłem się z moją księżniczką, więc będe leciał. Cześć! - Przybiliśmy sobie piątki.
- Liam? - Wiedziałem, że chłopak również jest umówiony.
- Tak, ja tez już pójdę. Do jutra!
- Ty Lou też idziesz?
- A chcesz, żebym poszedł? - Pokręciłem głową. - No właśnie.. To co? Piszemy list? - Spojrzałem na niego zdezorientowany.
- Skąd wiesz?
- Widziałem.. Idź po kartkę, długopis mam, a i weź kopertę! - Wbiegłem do góry. Poszedłem do sypialni. Wziąłem potrzebne rzeczy. - Eee! Harry! - Zszedłem na dół.
- Co?
- Patrz. - Przyjaciel odwrócił laptop w moją stronę. - Otworzyłem szeroko oczy. No kurwa! Co do chuja jest!
- Jak to kurwa jest możliwe! - Wrzasnąłem.
- To zdjęcie jest na każdej plotkarskiej stronie. Jest wszędzie.
- Jeszcze lepiej! Przecież ja tą dziwkę spławiłem. Nawet pokazałem jej środkowego palca na do widzenia!
- Ale co się denerwujesz? Zadzwoni się i powie, żeby napisali sprostowanie czy coś i tyle. - Chłopak wzruszył ramionami.
- Sprostowanie? To zdjęcie właśnie poszło na cały świat! Co mi da jakieś pierdolone sprostowanie?!
- No to stary..ee, powiem Ci, że jesteś w czarnej dupie.

***
Hej :) Dziękuję Wam za tyle miłych opinii o moim blogu. Jesteście kochani! Za tydzień kolejny rozdział ;) Wiem, że miał być zwiastun, ale jak to zawsze bywa, każdy ma mnie w dupie.. i go nie ma, no cóż..
To do następnego, pa <3

niedziela, 10 listopada 2013

18. "It's too cold outside for angels to fly"

ROZDZIAŁ DEDYKOWANY - @Kasia763

środa

"Musimy iść. Musimy umrzeć. Nie możemy żyć i nie ma nic i nie ma uciec dokąd"

Było chłodno, nie tak ja zwykle. Zazwyczaj powiewał tylko lekki wiaterek,teraz drzewa aż kołysały się pod jego wpływem. Na niebie gromadziły się burzowe chmury. Pogoda zmieniła się w ciągu kilku sekund z pięknej słonecznej na koszmarną i zimną. Stałem przed dużą skrzynią, a w ręku trzymałem list. Coś jest nie tak. Coś się stanie, albo już stało. Mam dziwne przeczucie i ono wcale nie jest dobre, wręcz przeciwnie. Czuję w sobie strach. Wrzuciłem list do skrzyni. Odchyliłem głowę do tyłu, aby jeszcze raz spojrzeć na niebo. Boże, co się dzieje? Koniec świata czy jak? Spuściłem głowę w dół. Mocny powiew wiatru uderzył w moje ciało, przez co odszedłem kilka kroków do tyłu. 
- Co jest do cholery? - Wyszeptałem. 
- Umiera anioł.- Znowu usłyszałem ten głos. Głos mężczyzny, którego spotkałem tu wczorajszego wieczora. Jego słowa wywołały u mnie dreszcze i gęsią skórkę. Jak anioł może umrzeć? Przecież on już nie żyje. - W ludzkiej postaci. - Dokończył szybko. Odwróciłem się w jego stronę i spojrzałem głęboko w oczy tego człowieka. Były one tak jasne, prawie białe i kompletnie nie dało się z nich nic odczytać. Były puste. - Zaznał za dużo cierpienia i bólu na tym świecie. - Kontynuował. - Anioł umiera wewnętrznie. Jego serce wkrótce przestanie bić jeśli nie zazna on miłości i szczęścia. Tak...- Urwał. - On umiera. - Z nieba zaczęły spadać duże krople deszczu. - Widzisz? To są jego łzy. On cierpi. Długo już tak nie wytrzyma. - Przełknąłem głośno ślinę. Ten człowiek jest chory. Co on wygaduje?! Anioł? Tu na ziemi? W ludzkiej postaci?! Sorry, ale nie wierzę w takie rzeczy. - Młody człowieku - Zaczął. Wyminąłem go i zacząłem biec. Muszę stąd iść! - Nie uciekniesz przed prawdą! - Krzyknął. Jego słowa huczały w mojej głowie. Przed jaką prawdą? Jaki to ma związek ze mną? Wsiadłem do auta i szybko je odpaliłem. Jeszcze raz zerknąłem na cmentarz. Ten człowiek zniknął. Jechałem powoli po śliskiej drodze. Deszcz dudnił o maskę samochodu. Czy się bałem? Tak, byłem i nadal jestem przestraszony jak cholera! Zaparkowałem samochód przed domem, wysiadłem z niego i otworzyłem drzwi od mieszkania. Muszę się napić. 
- No stary wreszcie jesteś! - Krzyknął Liam. 
- Cześć chłopaki, sorry za spóźnienie. - Wydyszałem. 
- Impreza zaczęła się jakąś godzinę temu. - Wtrącił Niall, który był wyraźnie nie zadowolony z mojego spóźnienia. 
- Musicie marudzić? To chyba oczywiste, że nas jeszcze wpuszczą! - Warknąłem. 
- Harry nie unoś się. Moim skromnym zdaniem to loczek ma rację. - Dodał Zayn.
- Loczek?! - Wrzasnąłem, udając wściekłego, ale chyba mi nie wyszło, bo chłopaki wybuchli głośnym śmiechem. 
- Tak, loczek. - Zayn uśmiechał się od ucha do ucha. 
- Weź Zayn, nie odzywaj się do mnie. - Rozejrzałem się dookoła. Brakowało tu jednej osoby. - Gdzie Lou? 
- Gada z Eleonor przez mój telefon. - Odparł Liam wyraźnie podkreślając słowo "mój". 
- Podobno nie ma ładowarki do swojego. - Powiedział Zayn i wzruszył ramionami. 
- Co Ci mówiłem? - Pokazałem na niego palcem. - Nie odzywaj się do mnie. - Powstrzymywałem się od śmiechu. 
- Oj Harry, mój Ty przyjacielu drogi wiesz jak Cię kocham. Nie obrażaj się. - Zaśmiałem się głośno. 
- Kurde, Zayn nie wiedziałem, że stać Cię na takie wyznanie. 
- No wiesz Ty co? - Fuknął. Do moich uszu dobiegło głośne chrząknięcie. Podniosłem swoje brwi i spojrzałem na Niall'a. Chłopak klikał coś na telefonie i przewracał oczami. 
- Coś się stało? Niall? - Zapytał Liam. Niall pokręcił głową. 
- Nie, tylko chciałbym już iść. 
- No to chodźmy. - Odezwał się Louis schodzący po schodach. 
- Chłopaki! Idziemy się porządnie najebać! - Wrzasnął Zayn. Cała pozostała trójka wydała z siebie okrzyk radości. Ja chyba raczej nie byłem już taki szczęśliwy z tego powodu. 

*perspektywa Rosalie 

W jednej z szuflad znalazłam żyletki. Trzymam je teraz w dłoni i obracam pomiędzy palcami. Są zimne i ostre. Mam pewne trudności z wykonaniem pierwszego ruchu. Poza tym jest jeszcze jasno. Nie chcę, żeby ktokolwiek dostrzegł moje rany. Zwłaszcza, że chcę je sobie zrobić pierwszy i ostatni raz. Mają być one na tyle głębokie, aby wystarczyły do przecięcia żył. Zrobię to w nocy. Wtedy już wszyscy będą spali. Zamknę drzwi od łazienki na zamek w razie gdyby któreś z dzieci Pattie chciałoby skorzystać z toalety. Ten widok mógłby je przerazić. Odłożyłam żyletki z powrotem dokładnie w to samo miejsce, gdzie znajdowały się wcześniej, żeby nie wzbudzać jakichkolwiek podejrzeń. Wzięłam głęboki drżący oddech. Nie mam pojęcia, która to już łza spływała po moim policzku. Było ich tak wiele, że nie zdołałabym ich zliczyć. Odkręciłam kran i ochlapałam twarz wodą. Osuszyłam ją kremowym ręcznikiem. Opuściłam łazienkę i szłam w kierunku pokoju. 
- Rosalie! - Krzyknęła Pattie. Zatrzymałam się w połowie drogi i zawróciłam. Zeszłam po schodach prosto do kuchni. 
- Wołałaś mnie? - Zapytałam. 
- Tak, skarbie. - Kobieta uśmiechnęła się ciepło. - Zrobiłam kolację. Proszę zjedz z nami. Bardzo się starałam. - Głupio mi było odmówić, zwłaszcza, że przygotowała tą kolację z myślą o mnie. Mimo, że nie czułam głodu nie chciałam zachowywać się jak rozkapryszone dziecko. 
- Dobrze - Przeszłam do jadalni i zajęłam wolne krzesło. 
- Cześć! - Przywitała się ze mną mała dziewczynka. Pomachałam jej i obdarzyłam ją szczerym uśmiechem. Na ziemi siedział chłopiec, który bawił się samochodzikami. Zdawał się nie zauważyć mojej obecności. - Mamusia zrobiła zapiekankę! Taką jaką lubi Justin. Tobie też zasmakuje. - Powiedziała mała. 
- Z pewnością. - Odparłam. 
- Nakładajcie sobie, bo wystygnie! 
- Daj talerzyk, nałożę Ci. - Powiedziałam.  Dziewczynka podała mi swój talerz. Nałożyłam jej kawałek zapiekanki i oddałam talerzyk. Sobie również nałożyłam, ale o wiele mniejszy kawałek. Wzięłam pierwszy kęs. Musze przyznać, że jest naprawdę dobra. Pattie świetnie gotuje. 
- I jak? - Zapytała kobieta. 
- Jest pyszna! - Odparłam i uśmiechnęłam się. 
- Dziękuję, cieszę się, że Ci smakuje. - Zjadłam cały kawałek i czułam się tak pełna, że bałam się o to bym zaraz tylko nie zwymiotowała. Podziękowałam za kolację i wstałam od stołu. Zaniosłam swój talerz do kuchni i włożyłam go do zmywarki. Weszłam na górę. 
- Rosalie, nie zadręczaj się. Sue niedługo Cię odwiedzi. Tylko wszystko najpierw musi troszkę ucichnąć. - Pattie stała w rogu pokoju. 
- Rozumiem. - Pokiwałam głową. Tylko szkoda, że Sue zdążyła porozmawiać ze mną dzisiaj po raz ostatni. 
- Mam do Ciebie prośbę. Jak zauważyłaś masz tutaj laptop, ale wolałabym, żebyś z niego nie korzystała, bo policja działa zadziwiająco szybko i mogą Cię zlokalizować. 
- Okej - Odparłam. Dobrze wiem o co jej chodzi. Ona boi się o własną rodzinę. 
- Jakbyś czegoś potrzebowała to wiesz gdzie mnie szukać? 
- Mhm 
- No to już zostawiam Cię samą. - Kobieta wyszła z pokoju i zamknęła drzwi. Na dworze robiło się już ciemno. Zasunęłam rolety, usiadłam na podłodze i włączyłam telewizor. Właśnie leciał jakiś nudny serial. Nawet chyba nie mam ochoty nic oglądać. Wstałam z ziemi i poszukałam sobie czegoś do spania. Znalazłam dużą czarną koszulkę i krótkie spodenki, wzięłam do ręki kosmetyczkę i wyszłam z pokoju. Weszłam do łazienki, zamknęłam drzwi i odkręciłam kran. Ciepła woda napełniała wnętrze wanny. Rozebrałam się i zajęłam w niej miejsce. Za kilka godzin będę już martwa. Czy to pewne? Czy na pewno chcę to zrobić? Raczej tak. Na tym świecie nie ma dla mnie miejsca. Mam nadzieję, że Bóg się mną zaopiekuje. Poza tym jestem tylko nic nie wartym problemem. Jestem jednym, wielkim błędem. Nigdy nie powinnam się urodzić. Wokół mnie unosił się zapach jagód. Kocham te owoce, dlatego zazwyczaj kupowałam sobie płyny do kąpieli akurat o takim zapachu. Wyszłam z wanny i zaczęłam wycierać ciało. Ciekawe co tam u Josh'a. Stęskniłam się za naszymi wspólnymi rozmowami. On mnie rozumiał, jako jedyny wiedział dokładnie co czuję. Stał się dla mnie ważną osobą, ale ja musiałam uciekać, gdyby nie ten fakt pewnie teraz szłabym sobie po mieście z Josh'em i była zatracona w naszej rozmowie. Nigdy nie będę miała już okazji go spotkać, ani zamienić z nim chociaż słowa. Ubrałam rzeczy do spania i opuściła łazienkę. Weszłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Dzisiaj późnym wieczorem zakończy się moje życie. Skończy się życie siedemnastolatki, która przeżywała istny horror. Takiego życia jak moje nie życzyłabym nawet największemu wrogowi, czyli Amandzie. Nawet ona nie zasługiwałaby na coś takiego. Chyba muszę się pomodlić. Bardzo bym chciała, żeby Bóg mnie wysłuchał i wybaczył te wszystkie złe rzeczy, których się dopuściłam. Wierzę, że weźmie mnie do siebie na górę. Uklękłam i odwróciłam się w stronę krzyżyka, który wisiał nad drzwiami. Zbliża się mój koniec. 

*perspektywa Harry'ego

Siedziałem w klubie przy barze i popijałem już trzecie piwo. Chłopaki bawili się w najlepsze. Louis próbował wykonać któryś z ruchów Jackson'a, ale za cholerę mu to nie wychodziło. Zayn biegał po całym parkiecie udając goryla, Niall gdzieś zniknął już jakieś 30 minut temu po tym jak zaczął gadać z jakąś laską, a Liam jako jedyny wydawał się normalny. Tańczył całkiem spoko, a masa lasek kleiła się do niego, chcąc dotknąć każdej części jego ciała. Ja nie miałem ochoty ani na tańce, ani na robienie z siebie idioty. Siedziałem i piłem, tyle. Czułem jak zaczyna szumić mi w głowie. Byłem już troszkę wstawiony, ale w sumie to cienki jestem, żeby po trzech piwach być już pijanym? Jaka beznadzieja.. 
- Cześć przystojniaku - Poczułem ciepły oddech na swojej szyi, a do moich nozdrzy dobiegł zapach silnych damskich perfum. Przechyliłem głowę w bok, aby móc zobaczyć całkiem spoko wyglądającą, wysoką brunetkę. 
- Hej piękna - Rzuciłem. Dziewczyna usiadła na przeciwko mnie zakładając nogę na nogę. Była ubrana w czerwoną, krótką sukienkę, która dokładnie opinała jej ciało, na ten widok aż przejechałem językiem po wargach, zwilżając je. 
- Czemu siedzisz tutaj taki samotny? - Wzruszyłem ramionami. Mój wzrok spadł na jej odsłonięty dekolt. No ma dziewczyna waruunki. 
- Myślę - Odparłem. Upiłem spory łyk piwa. 
- A o czym? Jeśli oczywiście można wiedzieć. - Uśmiechnęła się zalotnie. Potrząsnąłem głową. Nie mam zamiaru grać w coś z tą laską. Cofam to wszystko co o niej powiedziałem. Za chuja nie jest ładna! Wygląda jak jakiś.. jak.. jak typowy plastik! Pewnie nawet te jej cycki nie są prawdziwe. 
- O życiu - Odpowiedziałem od niechcenia. 
- Jestem Amanda. Jeśli masz ochotę to możesz mi się wygadać. Chętnie posłucham. 
- A ja Harry. Słuchaj, dobrze wiem o co Ci chodzi i nie zamierzam się z Tobą przespać, jeśli właśnie to chciałaś osiągnąć. Spójrz najpierw w lustro. Daj jakąś kartkę, dam Ci autograf i spadaj ok? 
- Jesteś bezczelny! - Przewróciłem oczami. 
- Oj, kotku.. Taka moja natura. Chyba powinnaś o tym wiedzieć. - Syknąłem i wstałem z krzesełka. Kierowałem się do wyjścia. 
- Sukinsyn! - Wrzasnęła, zareagowałem na to szybko. Nie odwracając się, podniosłem rękę do góry i pokazałem jej środkowego palca. To, że nazywam się Harry Styles nie oznacza, że będę spał z każda po kolei lub też je wyrywał. Wiem, że takie zdanie na mój temat ma prasa i tak dalej, ale oni znają mnie tyle co nic. To mnie wnerwia, bo jak można mówić jakieś niestworzone rzeczy o osobie, której się nie zna? No właśnie.. to jest chore i żałosne. Szedłem mało ruchliwą ulicą z puszką piwa w dłoni. Ciekaw jestem co ta plastikowa  lala sobie myślała. Że co? Że niby ot tak po prostu zagada, wykorzysta fakt, że jestem pijany i wskoczy mi do łóżka? A w życiu! Nigdy bym się ją nie zainteresował, dlatego, że wyglądała na cholernie fałszywą. Przechodziłem pod lampą, która dosyć dobrze oświetlała okolicę. Odruchowo spojrzałem w bok na swój cień. Jakim cudem ja tu widzę je dwa? Kilkakrotnie zamrugałem oczami. Ej to jest niemożliwe, przecież ja jestem jeden i idę tu sam, chyba.. Odwróciłem się do tyłu, ale nikogo tam nie było. Rozglądałem się na boki i tam również nic. Może to przez duża ilość wypitego alkoholu już siada mi na banię. Zerknąłem jeszcze raz w dół, ale drugi cień zniknął. Przed moimi oczami coś mignęło. Drugi cień szybko wyminął mój i poszedł przodem. Patrząc na posturę była to kobieta? Popatrzyłem przed siebie. No nie ma tu nikogo! Skąd do cholery w takim razie ten cień?! Szedłem z anim. Nagle cień się zatrzymał. Pobiegłem do miejsca, w którym stał. Ustawiłem się dokładnie w takiej samej pozycji jak on. Przede mną był duży słup, na nim przyklejona biała kartka. Wyjąłem z kieszeni telefon i poświeciłem nim. Zamarłem. Dosłownie nie mogłem się ruszyć. Na kartce było ogłoszenie o zaginięciu. Zazwyczaj omijałem takie rzeczy, ale na tym ogłoszeniu nie był ktoś kogo nie znam i nigdy nie widziałem na oczy, ale była to osoba, na której mi tak bardzo zależało. To była Rosalie! Zdjęcie przedstawiało uśmiechniętą i radosną Ros. Widać było, że fotografia musiała być robiona dosyć dawno. Dziewczyna wyglądała tu może na 13-14 lat. Przeczytałem tekst pod zdjęciem i przełknąłem głośno ślinę. 

"Uwaga!!! Zaginęła siedemnastolatka Rosalie Lutz. Dziewczyna ma ciemne blond włosy i jasne niebieskie oczy. Jej wzrost wynosi 161 cm. Podejrzewane jest uprowadzenie, lub ucieczka z domu. Jeśli ktokolwiek widział Rosalie, albo wie gdzie ona się znajduje prosimy o zgłoszenie się na komendę policji, w celu złożenia zeznań dotyczących zaginięcia dziewczyny. "

Piwo, które trzymałem upadło na ziemię. Olśniło mnie! Ten facet na cmentarzu mówił o śmierci anioła.. chodziło mu o Ros! To ona jest tym umierającym aniołem! Kurwa! Boże zrób coś! Ochroń ją! Błagam! 

*perspektywa Rosalie 

Obudził mnie głośny grzmot. Tak długo się modliłam, że nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam przysypiać. Podniosłam się z podłogi. Chyba już czas.. Wzięłam głęboki oddech. Podreptałam do drzwi i uchyliłam je. Na korytarzu było cicho co oznaczało, że wszyscy śpią. Wyszłam z pokoju i przymknęłam drzwi. Szłam na palcach w kierunku łazienki. Co jakiś czas podłoga wydawała z siebie nieprzyjemny trzask, co tylko jeszcze bardziej wzbudzało mój niepokój. Kiedy dotarłam do łazienki poczułam ulgę. Odsapnęłam głośno. Podeszłam do szuflady i otworzyłam ją. Nie ma ich?! Gdzie one są?! Wpadłam w panikę. Zaczęłam przetrząsać wszystkie szuflady po kolei i nic! Nie no, nie wierzę! Ktoś musiał je stąd zabrać, bo same by nie wyparowały! 
- Tego szukasz? - Przełknęłam ślinę. Odwróciłam się w stronę osoby, która już kilkadziesiąt razy uratowała mi życie. Justin stał oparty o futrynę, a w ręku trzymał szukane przeze mnie przedmioty. Jakim cudem one są w jego posiadaniu?! Dlaczego je stąd zabrał? Spojrzałam w jego brązowe tęczówki i spuściłam głowę w dół. Zawsze marzyłam o spotkaniu i poznaniu mojego idola, ale nie w takich okolicznościach! - Co Ty chciałaś zrobić? - Teraz już nie miałam odwagi na niego spojrzeć. 
- Nic - Powiedziałam cicho, ale chyba za cicho. 
- Co? 
- Nic - Powtórzyłam tochę głośniej. 
- Posłuchaj - Justin urwał. - Nie jestem głupi. Wiem co próbowałaś sobie zrobić. Mama mnie ostrzegła, że mamy gościa. Powiedziała mi też z jakiego powodu tu jesteś, dlatego je zabrałem. - Uniósł żyletki do góry i nimi pomachał. Łzy zaczęły spływać w dół mojej twarzy. Ja nie chciałam, żeby ktokolwiek o tym wiedział. Ja tylko nie chcę być problemem. - Postanowiłem nie kłaść się spać i poczekać. Byłem bardzo ciekawy kiedy tu przyjdziesz. - Kontynuował. Zerknęłam na niego. Miał rozzłoszczony wyraz twarzy. Wpatrywaliśmy się w siebie jakiś czas. Obserwowałam jak z każdą sekundą jego twarz łagodnieje. Justin zrobił krok do przodu, na co ja zareagowałam tak samo tylko, że zaczęłam się cofać. - Nie bój się. - Powiedział. Oddychałam szybko i płytko. Chłopak zbliżał się do mnie, a ja cały czas się cofałam, aż do momentu gdy moje plecy dotknęły zimnych ściennych kafelek. Chcę być teraz sama. Dlaczego on po prostu nie pozwoli mi odejść? Dałby mi te żyletki i byłoby po sprawie. Co go obchodzi czy jakaś tam dziewczyna ma jakieś problemy i popełni samobójstwo? Jedna w tą czy w tamtą, nie robi różnicy. Justin stał na przeciwko mnie. Po moich policzkach ciągle spływały łzy. Chłopak wyciągnął rękę w moją stronę. Zareagowałam szybko i gwałtownie. Wyminęłam go i pobiegłam do pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i rzuciłam się na łóżko. A co jeśli on o tym wszystkim powie Pattie? Ona wtedy straci do mnie zaufanie i powiadomi o wszystkim Sue. Kocham Justin'a, bo to mój idol i zawdzięczam mu naprawdę wiele, ale jednocześnie go nienawidzę za to co zrobił. Powinien mi pozwolić! To nie jest jego sprawa, więc tym bardziej mógł oddać mi te pieprzone żyletki! On nic nie rozumie, nikt mnie nie rozumie. Podskoczyłam na łóżku, gdy klamka zaczęła się poruszać w górę i w dół. Zaszlochałam. 
- Otwórz te drzwi! Porozmawiajmy! - Powiedział półgłosem. 
- Zostaw mnie. 
- Otwórz je! - Syknął i uderzył w drzwi. Wszystko później ucichło. Może w końcu odpuścił? Coś zaszeleściło. Wstałam z  łóżka i podreptałam po karteczkę, która została wepchnięta do pokoju przez szczelinę pomiędzy drzwiami, a podłogą. Zapaliłam małą lampkę. 

"Nie chciałem Cię wystraszyć.. przepraszam. Musisz wiedzieć jedno. NIE POZWOLĘ CI SIĘ ZABIĆ! Jeżeli masz jeszcze jakieś durne pomysły to lepiej o nich zapomnij. MASZ BYĆ SILNA! I nie chcę słyszeć głupich tłumaczeń, że nie dasz rady itd.. bo dasz i jak będzie trzeba to Ci w tym pomogę. Dobranoc"

No i po co on to robi? Ja nie potrzebuję jego pomocy.. chcę umrzeć. 

*perspektywa Harry'ego

- Wstawaj debilu! - Lou krzyknął mi do ucha. Jęknąłem głośno w niezadowoleniu. - Nie no ludzie.. zaraz mnie chuj strzeli! Wstawaj pajacu! Policja się dobija do drzwi!


***
Hejka :) Chciałabym zaznaczyć, że ten rozdział pisałam na szybko i jest on nie sprawdzony. Zrobię to później ;) Tak wiem, ze jest krótki.. przepraszam.. A no i miałam mówić! W przyszłym tygodniu powinien być już zwiastun opowiadania ;) Jeśli już go dodam, to zostaniecie o tym poinformowani :) 
Przypominam, że bohaterowie mają konta na Twitterze ;) 

Mają oni też Aski :) Są one podane w zakładce "Zapytaj bohaterów" :) 
Do następnego x KOMENTUJCIE ♥ 

piątek, 1 listopada 2013

17." I want to die"

ROZDZIAŁ DEDYKOWANY - @xxSWAGLANDxx

środa

"Siedzę w deszczu pisząc list, pośród drzew. Słowa rozmazują ciepłe krople łez. Tyle chciałbym Ci dać, powiedzieć.. - To marzenia, tylko one nam zostają, bo Ciebie tutaj nie ma."
 
 
Gwałtownie usiadłem na łóżku. Przede mną stał zmartwiony Louis. On tu tak stał i patrzył jak śpię czy co? No bez jaj.. od kiedy on tu jest? 
- Co Ty tu robisz?
- Czekam aż wstaniesz. - Lou spuścił wzrok. - Dopiero wszedłem i niechcący dosyć głośno walnąłem tymi pieprzonymi drzwiami i Ty się obudziłeś, koniec historii. - Chłopak wzruszył ramionami. - Swoją drogą co to za gówno z tych drzwi?!
- Ej tylko nie gówno. Była za drogie..- Wyszedłem z łóżka i założyłem czarne rurki.
-Noo skoro już gadamy o kasie to może w końcu kupiłbyś sobie jakąś chatę, no chyba, że w LA chcesz mieszkać pod mostem. Tylko wiesz głupio by to wyglądało. Uwaga, uwaga! Ważny komunikat! Gwiazda Harry Styles mieszka pod mostem, czy mu już totalnie odbiło, a może ktoś totalnie wyczyścił jego konto? Więcej informacji już po przerwie. - Ironizował. Pokręciłem głową. Boże, co to za debil.. z kim ja się przyjaźnię? Toż to patola jakaś! I tak go kocham jak brata. Zaśmiałem się głośno.
- Jesteś popierdolony.
- Wiem, ale powiem Ci coś.
- Co?
- Ty też jesteś popierdolony. - Chłopak uśmiechnął się szeroko. Wydawać by się mogło, że był zadowolony ze swojego mało śmiesznego żartu. Ciota..
- Znajdę dom, o to się nie martw, a po co przyszedłeś?
- Wróciłeś wczoraj bardzo późno.
- Miałem parę spraw do załatwienia. - Odparłem. Od razu przypomniałem sobie sytuację, która miała miejsce wczorajszego wieczora. Ten cmentarz i mężczyzna.. To wszystko było bardzo dziwne.
- No, no, ale byli tu chłopaki i zaproponowali dzisiaj wyjście do klubu. Może poszedłbyś z nami? - Zmarszczyłem czoło. Dlaczego ja nie pomyślałem o tym wcześniej? Przecież mógłbym pójść i się nachlać do nieprzytomności. To jest dobry pomysł.
- Okej, o której?
- O 22, gdzie to jest to powiem Ci później. Teraz muszę lecieć, bo umówiłem się z Eleonor. Idziemy na zakupy, kumasz? NA ZAKUPY! - Lou przeliterował ostatnie dwa słowa. - Masakra, ja nie chcę! - Co on gada w ogóle? Powinien się cieszyć, że może spędzać tyle czasu ze swoją ukochaną, a ten frajer ciągle narzeka. Nie docenia tego co ma, a posiada naprawdę wiele.. przede wszystkim miłość i szczęście. Ma ukochaną kobietę i jest z nią szczęśliwy. Czego chcieć więcej? Podszedłem do szafy i wyjąłem z niej czerwono- białą koszulę w kratę i biały T-shirt.
- Ok to miłej zabawy. - Przyjaciel przewrócił oczami i prychnął.
- Ha! Zabawne, naprawdę.. cześć - Fuknął.
- No paa - Włożyłem na siebie resztę ciuchów, a na stopy wcisnąłem białe conversy. Zaścieliłem łóżko, otworzyłem drzwi balkonowe i wyszedłem z pokoju. Kierowałem się w stronę kuchni. Zbiegłem po schodach. Podszedłem do lodówki i wyciągnąłem z niej mleko. Z górnej szafeczki wyjąłem płatki. Znalazłem jakąś niebieska miskę i wsypałem je do niej. Mleko wlałem do garnka i postawiłem na kuchence. Szybko pobiegłem do sypialni. Przykucnąłem przy łóżku i wyciągnąłem z pod niego laptopa. Mam nadzieję, że mleko nie wykipiało. Wybiegłem z pomieszczenia, wpadłem do kuchni i wyłączyłem gaz. Postawiłem laptopa na stoliku. Wow, zdążyłem, nie wykipiało! Zalałem płatki mlekiem. Garnek wstawiłem do zlewu i usiadłem przy stole. W między czasie zgarnąłem z blatu łyżkę. Odpaliłem laptop i czekałem na załadowanie się strony. Konsumowałem swój posiłek. Przez ostatnie parę dni nie miałem czasu ani ochoty na jedzenie. Teraz szukałem jakiegoś dużego i przede wszystkim ładnego domu. Przeglądałem ogłoszenie po ogłoszeniu. Jedne były duże, ale wyglądały koszmarnie, a drugie były piękne, ale znowu za małe. Chociaż w sumie po co mi duży dom skoro i tak będę mieszkał w nim sam jak palec. To głupie.. Ale moment, jest coś! Luksusowy, biały dom, ma dużo okien, sześć sypialni, w każdej po jednej łazience. Posiada wielki salon, kuchnię i pokój do gier. Ma nawet mini bar i dosyć sporą piwnicę. Cały budynek jest trzypiętrowy. Ma duży ogród i basen. No żyć nie umierać! Biorę go! Podreptałem do salonu po komórkę. Wystukałem numer.
- Halo?
- Um, witam. Ja dzwonię w sprawie tego domu na sprzedaż.
- Tak? Kiedy pan przyjedzie go obejrzeć?
- To znaczy ja jestem już zdecydowany. Biorę go.
- Odpowiada panu ta kwota? - Kobieta zapytała zdziwiona.
- Tak, myślę, że jest w porządku.
- Och, no dobrze w takim razie numer konta panu podam w sms, klucze od domu zostawię pod wycieraczką, tylko trzeba podpisać umowę.
- Okej, wie pani ja będę w Los Angeles za 5/6 dni. Czy nie byłoby problemem gdybym po wykonaniu przelewu powysyłał swoje rzeczy?
- Niee, oczywiście, że nie. Jak pan już  będzie w LA to pan po prostu do mnie zadzwoni, a ja mogę prosić teraz o pańskie imię i nazwisko?
- Harry Styles
- Pan z tego zespołu? One Direction?
- Tak to ja.
- Oo, w zeszłym tygodniu sprzedałam reszcie pańskich kolegów pozostałe wille.
- Naprawdę?
- Tak, są one blisko siebie.
- To wspaniale. Bardzo pani dziękuję, do zobaczenia  - Dobrze mieć kumpli blisko.
- Miło się z panem załatwia interesy, do widzenia. - Odłożyłem telefon na stolik i poszedłem do łazienki. Umyłem zęby i ułożyłem fryzurę. Dobra jestem w miarę ogarnięty. Teraz muszę zacząć się pakować, później napisać list do Ros i przyszykować się na imprezę. Właśnie Rosalie.. Ciekawe jak ona się trzyma. To może wydać się dziwne, ale ja bardzo za nią tęsknię. Oddałbym wszystko, żeby móc ją zatrzymać tu przy mnie. Obok mnie była by bezpieczna. Nikomu nie dałbym jej skrzywdzić. Moje rozmyślenia przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Chwyciłem telefon w dłoń i palcem odblokowałem ekran. Ah to ta kobieta.. Wszedłem na stronę banku, zalogowałem się i wykonałem przelew. Dosyć spora sumka umknęła z moje konta. Wierzę, że ona mi się zwróci.. Musze skombinować jakąś ciężarówkę i kartony. Zadzwonię do Simona.
 
*15 minut później
 
Chodziłem z pokoju do pokoju z telefonem przy uchu. Chciałem tylko kartony i ciężarówkę, a Simon pieprzy mi tu o jakimś pierdzielonym wywiadzie. Nie mam czasu teraz z nim gadać. Przerwałem mu w połowie wypowiedzi po prostu się rozłączając. Za jakieś czterdzieści minut powinny być tu moje kartony. Wszedłem po schodach do sypialni. Wziąłem kartkę, długopis i kopertę. Zszedłem do salonu i położyłem te trzy rzeczy na stolik. Zacząłem pisać.
 
List II
Londyn 26. 06. 2013r.
Cześć Ros!
To znowu ja - Harry. Mówiłem, że będę pisał, no to dotrzymuję słowa i teraz jest już drugi z siedmiu listów. Posłuchaj.. tęsknię za Tobą. Jest mi trudno bez Ciebie, bez rozmów z Tobą. Piszę tylko listy, na które nie dostaję odpowiedzi. Pęka mi serce. Dlaczego się tak dzieje? Nie mam pojęcia. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Może i nigdy nie słyszałem Twojego głosu i nigdy go nie usłyszę, może nie rozmawialiśmy ze sobą zbyt długo i pewnie nie porozmawiamy, może i nie znamy się za dobrze i nie poznamy, ale ja darzę Cię pewnym uczuciem. Nie wiem co to za uczucie, bo nigdy wcześniej go nie czułem. Właśnie przez nie, przez to co czuję nie mogę o Tobie zapomnieć. Wiem, że mówiłem Ci to już w poprzednim liście, ale powtórzę się.. Błagam wróć! Ja Cię ochronię! Będziesz moim oczkiem w głowie, będziesz najważniejsza, proszę  Cię.. Chciałbym Ci powiedzieć, że kupiłem dom w Los Angeles, wyprowadzam się i to już na stałe. Nie to, że nie chcę tu zostać w Londynie, ale mam pracę, która zmusza mnie do pewnych rzeczy na przykład właśnie takich jak ta. Jestem już zmęczony tym wszystkim. Za moment zacznę się pakować, wyprowadzam się za pięć może sześć dni.. Bardzo bym chciał zdążyć napisać resztę listów. Jak już to zrobię nie będę miał tego głupiego wrażenia, że Cię perfidnie oszukałem i w sumie nic nie wyjaśniłem. Jeszcze raz Cię za to przepraszam.. W głębi serca wiem, że mi wybaczysz, bo tacy ludzie jak Ty czyli anioły zawsze wybaczają. Są zesłane od Boga, tak jak i Ty. On zesłał mi Ciebie, a ja będę walczył i kiedyś Cię odnajdę, obiecuję.. Ja umieram powoli, bo samemu mi tak trudno, zdecydowanie za trudno na tym świecie. Mam na dzisiaj pewien plan. Idę z kumplami do klubu się napić. Może pomoże mi to chociaż przez chwilę o Tobie nie myśleć. Jak sądzisz? Chcę, abyś była silna, chociaż Ty, bo ja nie umiem. Muszę kończyć. Tęsknię bardzo.. do jutra, pa.
 
Harry
 
Włożyłem kartkę do koperty i zakleiłem ją. Ktoś zapukał do drzwi.
- Otwarte! - Krzyknąłem.
- Witam, przywiozłem kartony. - Do domu wszedł młody chłopak.
 - Dzięki -  Odparłem.
- Przynieść je?
- Jeśli możesz. - Uśmiechnąłem się. Chłopak odwrócił się napięcie i wyszedł. Aha, co jest z nim nie tak?
- Gdzie postawić?
- Tu w korytarzu.
- Spoko - Powiedział znudzonym tonem.
- Coś nie tak?
- Nie, a co?
- Jesteś wobec mnie jakiś dziwny, koleś. - Fuknąłem.
- Poczułeś się urażony? Ty byś nie był dziwny dla faceta, którego kocha bardziej Twoja laska niż Ciebie samego, huh? - Syknął. Na jego słowa zaśmiałem się głośno. Ludzie są chorzy.. - Coś Cię bawi?
- Uściskaj ją ode mnie i pozdrów. - Chłopak spiorunował mnie wzrokiem i kierował się do wyjścia. - Dzięki za kartony! - Krzyknąłem.
- Mhm - Warknął i wyszedł. Zakluczyłem drzwi. Dziwna sytuacja.. Schyliłem się po jeden z kartonów i wróciłem do salonu. No to zaczynamy. Jak ja to wszystko sam ogarnę? Ros, Ros, Rosalie potrzebuję Cię tutaj.
 
*perspektywa Rosalie
 
Obudziłam się cała obolała. Huczało mi w głowie i czułam się tak jakby miało mi ją zaraz rozsadzić. Bolały mnie nogi, ręce i brzuch. Coś czuję, że to nie zapowiada się ciekawie. Nie mam nawet siły podnieść się z łóżka. Poza tym znowu miałam ten sen. On tam był ze mną.. Najdziwniejsze jest to, że zakończył się on w tym samym momencie co za pierwszym razem. Boję się zasypiać, bo wiem co mi się przyśni, ale z drugiej strony znów pragnę chodź na chwilkę móc być z Harry'm. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego tak bardzo mnie do niego ciągnie. Cały czas mam wrażenie, że w jakiś dziwny sposób cos nas łączy. Przekręciłam się na drugi bok. Co to jest?! Bardziej odchyliłam kołdrę. Część pościeli była pokryta krwią. Usiadłam na łóżku, podpierając się po obu stronach rękami. Spojrzałam na dolną cześć mojej bielizny. Co to do cholery?! Mam okres?! Ale, że już? Przecież to zdecydowanie za szybko! Pomału zwlekłam się z łóżka i podreptałam do jednej z szafek. Wyciągnęłam z niej potrzebne mi rzeczy, a z dużej szafy wyciągnęłam ciuchy oraz bieliznę. Ściągnęłam zakrwawioną pościel. Delikatnie nacisnęłam klamkę, otworzyłam drzwi i cichutko na palcach poszłam do łazienki. Odkręciłam wodę i czekałam, aż wypełni ona pewna ilość wanny. Zamoczyłam pościel i zdjęłam z siebie brudne rzeczy, które również wrzuciłam do wanny. Zajęłam miejsce pod prysznicem i rozkoszowałam się miłym uczuciem, które wywoływała spływająca po moim ciele woda. Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu. Odgarnęłam mokre kosmyki włosów z twarzy.
- Ros, Ros, Rosalie - Otworzyłam oczy, które już po chwili skanowały pomieszczenie. Dziwne.. nikogo tu nie było. Wyraźnie słyszałam jak ktoś szeptał moje imię. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam spod prysznica. No nikogo tu nie było! Mam omamy.. Jest ze mną już źle, bardzo źle. Wytarłam swoje ciało i ubrałam się w świeże ciuchy. Wysuszyłam włosy i związałam je gumka w kucyka. Nie mam ochoty się dziś malować. Przykucnęłam przy wannie i zaczęłam zapierać czerwone plami. Boże, to nie schodzi! Otworzyłam pierwszą lepszą szafkę. Może tu znajdę jakiś odplamiacz. Nie, tutaj chyba raczej nie, przesunęłam się dalej i otworzyłam drugą szafkę. O, może tu będzie! To, nie, to też nie i to też nie.. Wyjmowałam każdą butelkę po kolei. Mam! Wyciągnęłam przeźroczystą, plastikową buteleczkę z białym płynem w środku. Odkręciłam zakrętkę i wlałam zawartość buteleczki do wanny. Teraz powinno puścić. Wyprałam rzeczy i powiesiłam je na lince.
- Ros?
- Tak? - Odwróciłam się w stronę drzwi, które otworzyły się, a do pomieszczenia weszła Sue.
- Wiesz, coś długo siedzisz w tej łazience. - Powiedziała lekko zachrypniętym głosem.
- Sorry, już wychodzę. - Ominęłam Sue i ruszyłam do pokoju.
- Pościel masz nową! - Krzyknęła. Pokiwałam głową.
- Dzięki - Położyłam się na łóżku i znowu zapadłam w sen.
 
*kilka godzin później
 
Ze snu wyrwało mnie pukanie do drzwi. Tak bardzo chciałam dzisiaj zostać w łóżku. Nie mam ani siły ani chęci się ruszać.
- Proszę! - Usiadłam, opierając się o ścianę.
- Obudziłam Cię? - Sue podeszła bliżej i usiadła w rogu lóżka. Pokręciłam przecząco głową. - Nie kłam. - Powiedziała srogo. - Wiem, że tak. Co się dzieje?
- Nic, po prostu nie mam na nic siły.
- To przez okres. - Serio? No co Ty nie powiesz?
- Pewnie tak..
- Słuchaj, ale nie przyszłam tu o tym gadać.
- O co chodzi?
- Jesteś poszukiwana.
-Co?! - Wrzasnęłam.
- Twoje zdjęcie jest w necie. - Jej głos lekko zadrżał.
- To nie możliwe!
- Policja tu będzie. Mama zadzwoniła do taty. Już ją przesłuchiwali, teraz gliny przyjadą tutaj.
- Co mam robić?
- Spokojnie Rosalie. Najpierw mają w planach przesłuchać Josh'a. Podobno przeszukali Twojego laptopa i znaleźli komórkę. Działają bardzo szybko. - Tłumaczyła. Wyszłam z łóżka i ustałam naprzeciwko okna. Żeby oni mu tylko nic nie zrobili!
- Boże, co ja mam zrobić?
- Twoja mama podała fałszywe zeznania.
- No to było do przewidzenia! W życiu by się nie przyznała! - Chodziłam po pokoju.
- Pattie zgodziła się Cię wziąć na kilka dni. Pakuj się. - Odezwał się Tom, który wszedł do pokoju. Odwróciłam się szybko w jego stronę.
- Nie! I tak już za dużo problemów na Was ściągnęłam, spakuję się i pójdę gdzieś indziej. - Tom podszedł do mnie i chwycił moje nadgarstki.
- Rosalie, uspokój się. Zrobisz tak jak Ci powiedziałem. - Pokręciłam głową. Sue wyjęła moją walizkę i zaczęła pakować do niej rzeczy z szafy.
- Ściągnę problem na nic nie winną rodzinę! Nie mogę! - Krzyczałam.
- Możesz. - Powiedziała Sue.
- Pattie to przyjaciółka rodziny. Ona sama to zaproponowała. - Wtrącił Tom.
- Idź na dół po resztę rzeczy. - Nakazała przyjaciółka. Zbiegłam na dół, ściągnęłam wieszaka bluzę i pobiegłam do łazienki. Chwyciłam swoją kosmetyczkę i z powrotem wbiegłam do pokoju. Podeszłam do Sue, wyrwałam jej walizkę z rąk i wrzuciłam do niej ostatnie znalezione rzeczy.
- Kiedy tu będą? - Zapytałam. Bardzo ciężko mi się oddychało. Próbowałam brać głębokie oddechy.
- Nie mamy pojęcia. Mogą tu być w każdej chwili.
- Jesteś już gotowa? - Zapytała Sue. Przytaknęłam. - To chodź, szybko. - Wzięłam walizkę, ubrałam kurtkę i ruszyłam za pozostałą dwójką.
- Wsiadaj. - Sue wskazała na czarny, mały samochód. Zajęłam tylne miejsce. - Daj tą walizkę. - Mój bagaż został umieszczony w bagażniku. Tom odpalił silnik i ruszyliśmy. Co teraz będzie? Kiedy oni w końcu przestana mnie szukać? Jak ta cholerna baba tak może?! Nigdy więcej do niej nie wrócę! Ona mnie nie zobaczy! Nigdy! Auto zatrzymało się przy białym domku. Szybko z niego wysiadłam. Otworzyłam bagażnik i wyjęłam z niego walizkę. Sue i Tom cały czas mnie obserwowali.
- Chodź Ros. - Sue ujęła moją dłoń, przez co poczułam się troszkę lepiej. Doceniam to co dla mnie robi i chyba nigdy nie będę w stanie się jej odwdzięczyć. Tom otworzył bramkę i poszedł przodem. Kilkakrotnie zapukał do drzwi, które po chwili zostały otwarte. Pattie spojrzała na mnie wzrokiem pełnym współczucia. Wpuściła nas do domu i wszyscy ustaliśmy w korytarzu.
- Dziękujemy Ci Pattie, to dla nas wiele znaczy.
- Nie dziękujcie mi. Chcę wam pomóc. Ta dziewczyna nie zasłużyła na takie traktowanie. Ja się  nią zaopiekuję.
- W takim razie już pójdziemy. - Sue mocniej ścisnęła moją rękę i uśmiechnęła się blado. Łzy niebezpiecznie migotały w jej oczach.
- Wrócę po Ciebie. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz Ros, będzie dobrze. - Wyszeptała. Puściła moją dłoń i wyszła. Stała w korytarzu cała roztrzęsiona. Pattie podeszła do mnie bliżej i przytuliła mnie.
- Ułoży się. Jesteś tu bezpieczna. - Zdjęła ze mnie kurtkę i powiesiła ją na wieszaku.- Chodź skarbie, pokażę Ci Twój pokój. - Pokiwałam głową. Podniosłam walizkę i weszłam po schodach. Pattie stała przy czarnych drzwiach. - To tutaj. Masz pokój koło Justin'a. Reszta ma naprzeciwko Was. Moja sypialnia jest o tak. - Wskazała ręką na najbardziej oddalony pokoik leżący pomiędzy stroną "moją" i Justin'a, a stroną pozostałych jej dzieci.
- Okej - Powiedziałam cicho. - Dziękuję pani za wszystko. - Kobieta uśmiechnęła się szeroko.
- Nie ma sprawy kochanie, a i mów proszę do mnie Pattie, bo czuję się staro jak zwracasz się do mnie na pani. - Zaśmiała się głośno. - Dobra, zostawię Cię samą. Rozpakuj się. Jesteś głodna?
- Nie
- Okej, ale jak będziesz to mów śmiało. - Puściła do mnie oczko.
- Dobrze- Otworzyłam drzwi i weszłam do pomieszczenia. Było ładne. Całe białe, co nadawało mu schludności i czystości. Położyłam swoją walizkę na ziemię, zdjęłam ze stóp adidasy i zaczęłam się rozpakowywać. To wszystko nie miało tak wyglądać. Miałam uciec, ale sama. Gdybym to zrobiła nie byłoby teraz takiej sytuacji. Ściągnęłam problemy i kłopoty na zbyt wiele ludzi. Teraz jestem w domu pani Bieber. W domu mamy mojego idola, który dawał mi wiarę i nadzieje na lepsze jutro i zamiast skakać z radości ja chcę umrzeć. Nie mam już po co żyć. Straciłam wszystko.. Jestem tylko problemem dla wszystkich i dla świata. Nie powinnam istnieć. Zabiję się. Zrobię to. Znajdę coś ostrego i podetnę sobie żyły, ale to zbyt mocno będzie bolało, a ja chce szybko i bezboleśnie. Chociaż.. przez całe życie byłam raniona, to powinnam być już odporna na ból. Może mają tu jakiś sznur. Podeszłam do okna. W ogrodzie jest dużo drzew, więc to jest jakaś opcja. Wątpię, że znajdę w tym domu pistolet, ale gdyby był to wystarczyłby tylko jeden strzał... Jedna kulka w głowie i byłoby po mnie. A może tabletki? Połknę ich sporą ilość i zasnę na zawsze, ale istnieje prawdopodobieństwo, że mogą mnie uratować. Ja tylko chcę zasnąć ... i się już nigdy nie obudzić.
 
****
WRÓCIŁAM!!! I jak rozdział? KOMENTUJCIE!! Kocham Was! xx